Andrzej Lubomirski
Gottlob Frege i szkoła lwowsko-warszawska
W: Polska filozofia analityczna. Analiza logiczna i semiotyczna w szkole lwowsko-warszawskiej. Praca zbiorowa pod redakcją Michała Hempolińskiego, Ossolineum, Wrocław 1987, s. 219-262.
W ciągu ostatnich 30 czy 35 lat, mniej więcej od połowy naszego stulecia, obserwuje się w światowej literaturze filozoficznej (zwłaszcza angielsko- i niemieckojęzycznej) niezwykły wzrost zainteresowania myślą Gottioba Fregego, przejawiający się zarówno lawiną reedycji i przekładów jego pism1,
1Proces ten zapoczątkowany został bodaj włoskim wydaniem wyboru pism Fregego w przekładzie Geymonata (1948), a w literaturze angielskojęzycznej - dwoma niezależnymi od siebie przekładami Blacka i Feigla (odpowiednio 1948 i 1949) sławnej rozprawy Über Sinn und Bedeutung. Przełomowe znaczenie miało chyba jednak dwujęzyczne, niemiecko-angielskie wydanie Austina Grundlagen der Arithmetik (1950). W ciągu następnych 20 lat zostały wydane w języku niemieckim wszystkie, a w angielskim prawie wszystkie najważniejsze pisma Fregego (niektóre wielokrotnie), łącznie z puścizną pośmiertną. W Polsce, jak dotąd, ukazał się (w roku 1977) tylko jeden niewielki tomik przekładów prac Fregego (G. Frege, Pisma semantyczne. Z języka niemieckiego przełożył oraz wstępem i przypisami opatrzył Bogusław Wolniewicz, Warszawa 1977), obejmujący m.in. jego trzy klasyczne rozprawy semantyczne z początku lat dziewięćdziesiątych, tzn. Funktion und Begriff, Über Sinn und Bedeutung i Über Begriff und Gegenstand (druga z tych rozpraw była wcześniej drukowana po polsku, w przekładzie Pelca, w tomie Logika i język. Studia z semiotyki logicznej, Warszawa 1967); nie jest natomiast dostępna w języku polskim żadna z prac Fregego z zakresu filozofii logiki i matematyki - w tym przede wszystkim Grundlagen.
jak też wciąż szybko rosnącą liczbą poważnych opracowań rozmaitych problemów szczegółowych i syntetycznych monografii, stopniowo odkrywających coraz głębsze pokłady myśli Fregego, w szczególności zaś rozpoznających doniosłość tych jej aspektów, które - jak epistemologiczne czy metafizyczne treści doktryny autora Begrrffsschrift - były wcześniej często niedocenione lub w ogóle niezauważone2.
2Fregeanistyczna literatura drugiej połowy XX wieku obejmuję, najskromniej licząc, przeszło tysiąc pozycji, w tym kilkadziesiąt monografii książkowych. Ani jednej takiej monografii nie ma w języku polskim, a lista mniejszych rozpraw poświęconych bezpośrednio jego filozofii jest również
uderzająco krótka. Pierwszą polską pracą tego typu była bodaj C. Perelmana Metafizyka Fregego, Kraków 1937. Ta niewielka rozprawka, na owe
czasy pionierska nawet w skali światowej i oparta na stosunkowo bogatej
bibliografii Fregego, dziś jest już jednak wyraźnie przestarzała. Najlepsze
w całej polskiej literaturze filozoficznej wprowadzenie do filozofii Fregego
stanowi, według mojego rozeznania, wstęp Wolniewicza, Semantyka Fregego, do Pism semantycznych Fregego, o których mowa w przypisie poprzednim.
Nie można oczywiście powiedzeć, że w pierwszej połowie XX wieku Frege był postacią nieznaną, czy też że jego myśl nie odegrała żadnej roli w procesie kształtowania się współczesnych doktryn filozoficznych. Jakoż co najmniej od chwili opublikowania przez Russella The principles of mathematics, zawierających w szczególności (w sławnym "Dodatku A") pierwszą w światowej literaturze filozoficznej głęboką i podkreślającą zasługi Fregego analizę jego teorii3,
3Zob. B. Russell, The principles of mathematics, London 1956 (oryg. 1903), s. xviii oraz "Dodatek A" (The logical and arithmetical doctrines of Frege), s. 501-522, passim; por. także przedmowę do pierwszego wydania Principia Mathematica (1910): "We wszystkich sprawach analizy logicznej, najwięcej zawdzięczamy Fregemu" (N. A. Whitehead, B. Russell, Principia Mathematica to 56, Cambridge 1964, s. viii).
nazwisko niemieckiego myśliciela weszło na stałe do historii myśli ludzkiej jako nazwisko człowieka, który w decydującym stopniu przyczynił się do powstania nowoczesnej logiki formalnej i nowoczesnej teorii podstaw nauk dedukcyjnych. Już sam ten fakt wystarczyłby do zapewnienia Fregemu miejsca w historii tego przynajmniej nurtu filozofii współczesnej, którego przedstawiciele uznali korzystanie z pojęć i metod tych dwu dyscyplin za jeden z najistotniejszych składników właściwego, godnego myśliciela XX wieku, stylu filozofowania; w rzeczywistości wszakże chodziło tu i o wpływy bardziej bezpośrednie. Dotyczy to naturalnie w szczególności Russella. Ale w tym samym czasie, gdy Russell pisał Pnnciples, oddziałał przecież Frege - jak dobrze wiadomo - również na myśl Husserla, choćby poprzez ostrą krytykę jego Philosophie der Arithmetik; nieco zaś później, na początku drugiej dekady naszego stulecia, wywarł też silny wpływ na dwu innych wybitnych myślicieli XX wieku - Wittgensteina i Carnapa: jakoż duch Fregego, by użyć sugestywnego wyrażenia Wolniewicza4,
4B. Wolniewicz, Ontologia sytuacji, Warszawa 1985, s. 12.
wyraźnie unosi się tak nad Traktatem, jak nad Der logische Aufbau der Welt.
Znaczenie wszystkich tych faktów jest dobrze widoczne z perspektywy dnia dzisiejszego, nie było natomiast widoczne pół wieku temu. Proces odkrywania i asymilowania idei Fregego przez myśl filozoficzną pierwszej połowy naszego stulecia był trudny, zawiły i długotrwały. Nawet w odniesieniu do czysto logicznej warstwy twórczości Fregego - jego rezultatów technicznych - pełne rozpoznanie ich sensu i doniosłości nie było rzeczą łatwą5,
5Można się o tym bez trudu przekonać biorąc do ręki tak znane i liczące się w owym czasie pozycje, jak A survey of symbolic logic Lewisa (1918) czy Symbolic logic Lewisa i Langforda (1932), Grundzüge der theoretischen Logik Hilberta i Ackermanna (1928), Abriss der Logistik Carnapa (1929) lub trzytomowe dzieło A treatise of formal logic Jørgensena (1931). W żadnej z tych prac nie został odnotowany fakt, na którego znaczenie miał wkrótce zwrócić uwagę Łukasiewicz - że mianowicie jednym z najważniejszych rezultatów logicznych Fregego była konstrukcja zaksjomatyzowanego systemu logiki zdań jako fundamentalnej teorii logicznej. Nie wspomina o tym zresztą także Russell w Wstępie do filozofii matematyki (Introduction to mathematical philosophy, 1919), ani nawet w znakomitym Zarysie historii logiki (Geschichte der Logik, 1931) Heinrich Scholz, później jeden z najlepszych znawców twórczości Fregego - owego, jak pisał już wówczas, "największego geniusza nowej logiki XIX wieku" (s. 71 polskiego wydania, Warszawa 1965).
tym bardziej że przez długi czas pozostawały one w cieniu wyników Russella i poprzez pryzmat systemu wyłożonego w Principia Mathematica były postrzegane i oceniane: toteż jawił się Frege autorom pierwszej połowy naszego stulecia na ogół jedynie jako jeden z prekursorów "logistyki" - może nawet wybitny, lecz niefortunny konstruktor sprzecznego wewnętrznie (i sformułowanego za pomocą nieudanej, ciężkiej symboliki) systemu logiki o historycznym już tylko znaczeniu6.
6Pewną rolę odegrało tu bez wątpienia milczenie Fregego w ciągu niemal całego pierwszego ćwierćwiecza XX wieku: po ogłoszeniu drugiego tomu Grundgesetze der Arithnetik (1903), z posłowiem odnotowującym niszczący podstawy jego systemu efekt antynomii Russella, nie opublikował on praktycznie już żadnej pracy dającej się usytuować w głównym nurcie rozwoju logiki formalnej.
W jeszcze mniejszym stopniu obecny był Frege w świadomości powszechnej jako filozof. Husserl, jak wspomniano, pozostawał przez jakiś czas pod pewnym wpływem idei autora Grundlagen tak w zakresie filozofii arytmetyki, jak w odniesieniu do pewnych kwestii semantycznych, czego niewątpliwe ślady można wskazać w Logische Untersuchungen; później jednak, przez wiele dziesięcioleci myśl Fregego nie odgrywała w rozwoju fenomenologii praktycznie żadnej roli. W nurcie analitycznym, z kolei, nie pozwalała o Fregem zapomnieć twórczość Russella, Wittgensteina i Carnapa; ale wedle przekonania obiegowo funkcjonującego w pierwszej połowie XX wieku rola jego sprowadzała się prawie wyłącznie do tego, iż był pierwszym w czasach najnowszych zwolennikiem tzw. logicyzmu, rozumianego jako teza głosząca możliwość wyprowadzenia za pomocą środków czysto logicznych (via odpowiednie procedury definicyjne i dowodowe) wszystkich pojęć i twierdzeń matematyki klasycznej z pojęć i aksjomatów pewnego systemu bazowego zwanego w czasach Fregego najczęściej "logiką", lecz w rzeczywistości obejmującego stosowny, wystarczająco bogaty fragment teorii mnogości7.
7Nawiasem mówiąc, konsekwencje, jakie na ogół wyprowadzano z owej tezy o "redukowalności matematyki do logiki", szły w przeciwnym kierunku niż ten, w jakim zmierzał Frege. Logicyzm w wersji tak Russella, jak Carnapa (i innych neopozytywistów), głosił w szczególności tezę o "tautologiczności", "pustości treściowej" wiedzy analitycznej, podczas gdy dla Fregego możliwość "wyprowadzenia matematyki z logiki" stanowiła dowód, że "szeroko rozpowszechnione lekceważenie sądów analitycznych i bajki [das Märchen] o jałowości logiki czystej nie dadzą się utrzymać" (G. Frege, Grundlagen der Arithmetik, Breslau 1884, s. 24; por. też np. Über formale Theorien der Arithmetik, w: G. Frege, Kleine Schriften (I. Angelelli, hrsg.), Darmstadt 1967, s. 104). W odniesieniu do innych kwestii intencje Fregego były również często w podobny sposób deformowane
nawet przez tych myślicieli, którzy w jakimś sensie uważali się za jego
kontynuatorów.
Oczywiście, u różnych autorów pojawiały się sporadycznie nawiązania również do innych idei Fregego. W sumie jednak nawet logiczno-semantyczna warstwa jego filozofii, nie mówiąc już o fregeańskiej epistemologii czy metafizyce, praktycznie była w ciągu całej pierwszej połowy XX wieku nieznana.
Rzecz zresztą znamienna, że znajomość twórczości Fregego była szczególnie słaba w Niemczech, co bardzo dramatycznie przedstawiał Heinrich Scholz w odczycie Die klassische deutsche Philosophie und die neue Logik wygłoszonym dokładnie 50 lat temu na Międzynarodowym Kongresie Filozoficznym w Paryżu. Ubolewając nad złym stanem logiki matematycznej i filozofii logistycznej w Niemczech Scholz mówił wówczas, iż owa "nowa logika" nie jest w niemieckich podręcznikach historii filozofii prawie w ogóle odnotowywana, a Frege nie jest zazwyczaj nawet wzmiankowany8.
8Zob. Actes du Congrès International de Philosophie Scientifique (Sorbonne, Paris 1935), t. 8, Paris 1936, s. 2; por. też rozprawę Gottlob Frege z 1941 roku, gdzie Scholz pisał: "Jest zadziwiające, jak niewielu ludzi wie, kim był Gottlob Frege. Nie zna się go. Nic się o nim nie wie" (H. Scholz, Mathesis universalis, Basel-Stuttgart 1961, s. 268).
Jeśli nawet było w tym nieco przesady, jeśli nawet istotnie miał tu Scholz na myśli przede wszystkim sytuację w ojczyźnie Fregego, to jednak w sumie zarysowany przez niego obraz dość dobrze oddawał ogólny klimat panujący w filozofii europejskiej. W każdym zaś razie, w porównaniu z obecnym stanem rzeczy, gdy Frege (obok Brentany czy Husserla) jest jednym z tych autorów przełomu XIX i XX w., do których filozofowie współcześni odwołują się stosunkowo najczęściej, z pewnością można powiedzieć, że w ciągu całego okresu, o którym tu mówimy, był Frege - nawet jako logik, a tym bardziej jako filozof - autorem albo wręcz nieznanym, albo przynajmniej nierozumianym i niedocenionym.
Na tym tle obraz Fregego funkcjonujący w polskiej szkole logiczno-filozoficznej pierwszej połowy XX wieku, zwanej najczęściej "szkołą lwowsko-warszawska"9,
9W artykule niniejszym odwołuję się niemal wyłącznie do pism czterech najwybitniejszych przedstawicieli "szkoły" starszej generacji: Jana Łukasiewicza, Stanisława Leśniewskiego, Tadeusza Kotarbińskiego i Kazimierza Ajdukiewicza. Choćby z tego powodu nie może tu być mowy o wyczerpaniu określonego w tytule tematu. Wydaje się jednak, że poglądy wymienionych autorów można uważać za wystarczająco reprezentatywne dla
ogólnej atmosfery panującej w "szkole" w odniesieniu do interesujących nas tu kwestii, tym bardziej że wzięcie pod uwagę nawiązań i odsyłaczy do Fregego w pracach innych przedstawicieli "szkoły" nie wzbogaciłoby bynajmniej w istotny sposób materiału źródłowego: w pracach samego Twardowskiego Frege był w ogóle nieobecny, Tarski należał do tego pokolenia logików, dla którego dzieło Fregego miało znaczenie już raczej tylko historyczne (w reprezentatywnym wyborze rozpraw Tarskiego z okresu międzywojennego, Logic, semantics, metamathematics, Oxford 1956, nazwisko Fregego pojawia się tylko raz, a i to w związku z raczej drugorzędną kwestią techniczną), jeśli zaś idzie o innych autorów, to można by wymienić bardzo niewiele prac opublikowanych w owym czasie, gdzie nawiązania do Fregego były czymś więcej niż tylko nieistotnymi wzmiankami (należą tu m.in.
dwie wczesne prace Tadeusza Czeżowskiego, Imiona i zdania i Zmienne
i funkcje, artykuł Stanisława Ossowskiego, Analiza pojęcia znaku, rozprawa Marii Ossowskiej, Słowa i myśli, wreszcie praca Izydory Dąmbskiej Z semantyki zdań warunkowych (wszystkie wymienione prace opublikowane były w "Przeglądzie Filozoficznym", w tomach, odpowiednio, 21 (1918), s. 101-109; 22 (1919), s. 157-173; 29 (1926), s. 29-56; 34 (1931), s. 203-258 i 41 (1938), s. 241-267).
stanowi pod pewnym przynajmniej względem, chwalebny i godny uwagi wyjątek. Jakoż właśnie reprezentanci szkoły polskiej, pierwsi w skali światowej, w pełni docenili znaczenie logicznych rezultatów Fregego i trafnie określili ich miejsce w historii logiki, uznając autora Begriffsschrift i Grundgesetze za myśliciela, którego osiągnięcia w tej dziedzinie - zarówno pod względem głębi, jak ścisłości - przewyższają rezultaty nie tylko jego poprzedników, lecz również następców (w szczególności Russella)10,
9Szczególnie ostrej krytyce poddał Principia Mathematica, jako dzieło nie dorównujące fregeańskim standardom ścisłości, Stanisław Leśniewski; zob. np. jego rozprawę O podstawach matematyki, drukowaną w "Przeglądzie Filozoficznym" w latach 1927-1931, w szczególności wstęp i rozdziały I-III ("Przegląd Filozoficzny" 30 (1927), s. 164-206), gdzie mówi się o "rażących wadach" dzieła Whiteheada i Russella, "wyrafinowanym okrucieństwie względem czytelnika, przyzwyczajonego do przykładania jakiej takiej wagi do tego, co czyta", "nie dającym się przebrnąć chaosie", itp. (s. odpowiednio 168, 170 i 180). Znacznie łagodniej sformułowane, lecz najzupełniej jednoznaczne stwierdzenie znajdujemy też np. u Łukasiewicza
w jego Elementach logiki matematycznej (1929): "Jeżeli [...] chodzi o ścisłość i subtelność w metodzie naukowej, to zarówno formularze Peana jak i dzieło Whiteheada i Russella ustępują pracom Fregego" (wyd. II, Warszawa 1958,
s. 15).
dając się w skali historycznej porównać jedynie z dziełem autora Analityk. Tak sformułował to Ajdukiewicz w przeglądowym artykule Kierunki i prądy filozofii współczesnej (1937), pisząc o Fregem jako uczonym, "którego zasługi na polu logiki, nawet przy uwzględnieniu perspektywy historycznej, przewyższają zasługę Arystotelesa"11.
11Zob. K. Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. I, Warszawa 1960, s. 257.
Inni autorzy polscy nie posuwali się może aż tak daleko, ale także nie pozostawiali żadnych wątpliwości co do tego, iż skłaniają się do bardzo wysokiej oceny wartości logicznego dzieła Fregego. Łukasiewicz mówił o nim jako genialnym, "największym logiku naszych czasów"12,
12Zob. J. Łukasiewicz, Z zagadnień logiki i filozofii, "Warszawa 1961, s. 192 (w rozprawie Z historii logiki zdań, ibid., s. 178-194, opublikowanej pierwotnie w "Przeglądzie Filozoficznym" 37 (1934), s. 417-437 oraz w wersji niemieckiej w "Erkenntnis" 5 (1935-1936), s. 111-131.
a Leśniewski uważał Grundgesetze za najwybitniejsze w historii myśli ludzkiej dzieło w zakresie logiki i teorii podstaw matematyki13,
13Zob. S. Leśniewski, O podstawach matematyki, Wstęp i rozdziały
I-III, op. cit., s. 166.
samego zaś Fregego za "najznakomitszego z logików"; ocenę tę z kolei przytacza Kotarbiński z pełną, jak się zdaje, aprobatą w pisanej w 1958 roku Garstce wspomnień o Stanisławie Leśniewskim14.
14Zob. T. Kotarbiński, Szkice z historii filozofii i logiki, Warszawa
1979, s. 303.
Co jednak towarzyszyło tym niedwuznacznym deklaracjom? Czy Frege istotnie był dla szkoły polskiej postacią tak ważną, jak zdają się sugerować przytoczone przed chwilą sformułowania? A jeśli nawet tak, to czy chodziło tu jedynie o jego "techniczne" rezultaty logiczne, czy też również o filozoficzny wymiar jego teorii?
Wspomniany tu już Heinrich Scholz nie miał co do tego wątpliwości. Zafascynowany z jednej strony wynikami autorów polskich w zakresie logiki i jej historii, z drugiej zaś wypracowanym przez nich nowym stylem filozofowania, a przy tym niejako zawstydzony faktem, iż to oni właśnie (a nie rodacy autora Grundlagen) dostrzegli wielkość Fregego jako centralnej postaci "nowej logiki"15,
15"Znakomici uczeni polscy - pisał Scholz - odkryli naszego Fregego i na stworzonej przez niego podstawie, w głęboko przemyślany, godny go sposób, powołali do życia [...] nową postać filozofowania" (H. Scholz, Mathesis unwersalis, op. cit., s. 278).
przystąpił wkrótce po objęciu w roku 1929 katedry w Minister, do organizowania, na obraz i podobieństwo szkoły polskiej15,
15Tak pisał Scholz dosłownie: "nach dem Warschauer Vorbild" (ibid., s. 384).
"szkoły mimsterskiej" mającej wszczepić na grunt niemiecki logikę matematyczną i nową, uprawianą w duchu szkoły polskiej filozofię, której ważnym składnikiem miały w szczególności stać się, w zamyśle Scholza, badania nad Fregem.
Czy jednak istotnie, powtórzmy, były one składnikiem filozofii polskiej?
Otóż, nie ulega wątpliwości, że w szkole polskiej rzeczywiście zrozumiano, na czym w istocie rzeczy polegało znaczenie l o g i c z n y c h rezultatów Fregego. Największe zasługi mają tu Łukasiewicz i Leśniewski, aczkolwiek każdy z nich zwrócił naturalnie uwagę na coś innego - na to mianowicie, co najbardziej wiązało się z jego własnymi zainteresowaniami i jego własnym polem badań: Łukasiewicz na Begriffsschrift i skonstruowany tam system logiki zdań, Leśniewski natomiast na Grundgesetze i przedstawiony w tym dziele, w pełni sformalizowany, "system podstaw matematyki".
Pierwsze wzmianki o Fregem w twórczości Łukasiewicza znaleźć można co prawda już w pracach pochodzących z pierwszego, lwowskiego okresu jego działalności naukowej, kiedy to jeszcze nie logika jako taka (i w szczególności nie logika zdań), lecz inne zagadnienia leżały w centrum uwagi autora: w ważnej książce O zasadzie sprzeczności u Arystotelesa (1910)17
17J. Łukasiewicz, O zasadzie sprzeczności u Arystotelesa. Studium krytyczne, Kraków 1910. Rok opublikowania tej książki Łukasiewicza można uważać za właściwą datę powstania polskiej szkoły logiczno-filozoficznej; zob. w tej kwestii np. S. Leśniewski, O podstawach matematyki, Wstęp i rozdziały I-III, op. cit., s. 169 oraz B. Sobociński, In Memoriam Jan Łukasiewicz (1878-1956), "Philosophical Studies" 6 (1956), s. 6, 10-11.
oraz w rozprawie Die logischen Grundlagen der Wahrscheinlichkeitsrechnung (1913). W pierwszej z wymienionych prac, poza ogólnikową wzmianką we wstępie, gdzie Frege wymieniony jest - obok Russella, Couturata, Hilberta i Peany - jako jeden z m a t e m a t y k ó w "badających podstawy arytmetyki i geometrii"18,
1818 J. Łukasiewicz, O zasadzie sprzeczności u Arystotelesa, op. cit., s. 7; jest godne uwagi, że mówiąc nieco wcześniej o najwybitniejszych logikach czasów nowożytnych, nazwiska Fregego Łukasiewicz nie odnotowuje.
pojawia się jego nazwisko tylko raz, a i to w sposób niezbyt istotny. Co prawda pojawia się w kontekście prima facie ważnym, bowiem w związku z informacją o "jednym z najciekawszych i najdziwniejszych odkryć logicznych, jakich kiedykolwiek dokonano" (tj. o antynomii Russella), którą dokumentuje Łukasiewicz odsyłaczem do Principles i posłowia do drugiego tomu Grundgesetze odnotowując przy tym, iż Frege przyznaje tam, że podstawy jego systemu zostały przez odkrycie Russella zachwiane19.
19"Ibid., s. 129, 132.
Należy jednak pamiętać, że ową antynomię Russella przywołuje Łukasiewicz w swej książce bynajmniej nie w kontekście kryzysu podstaw logiki (i matematyki), lecz po to, by pokazać, że nawet w dziedzinie "apriorycznych konstrukcji umysłowych" mogą istnieć przedmioty sprzeczne: twierdzenie to stanowiło istotny element argumentacji Łukasiewicza na rzecz jego podstawowej tezy o niemożliwości przeprowadzenia "rzeczowego", a nie tylko formalnego dowodu zasady sprzeczności, która wobec tego nie ma wartości logicznej, lecz jedynie "doniosłą wartość praktyczno-etyczną, będąc jedyną bronią przeciw błędowi i kłamstwu"20.
20"Ibid., s. 165; por. też cały § 18 (Zasada sprzeczności a konstrukcje
umysłu), s. 120 i n.
Z tego punktu widzenia powołanie się na Fregego jest tu mało istotne; w każdym zaś razie wszystko to nie ma jeszcze nic wspólnego ani z rachunkiem zdań i jego fundamentalną rolą w logice (z której to roli w owym czasie Łukasiewicz chyba jeszcze nie zdawał sobie w pełni sprawy), ani z Fregem jako rachunku tego twórcą21.
21Jest zresztą wysoce prawdopodobne, że pisząc swą pierwszą książkę o Arystotelesie Łukasiewicz albo w ogóle jeszcze nie znał Begriffseschrift, albo przynajmniej (jak to sugeruje Sobociński w In Memoriam..., op. cit., s. 13) - nawet jeśli czytał tę pracę - nie uchwycił jej najgłębszego sensu.
Z kolei w Die logischen Grundlagen der Wahrscheinlichkeitsrechnung, Łukasiewicz zdaje się już dostrzegać czy przynajmniej przeczuwać ważną rolę logiki zdań, kładąc u podstaw swej teorii pojęcie funkcji zdaniowej ("zdania nieokreślonego") i pojęcie wartości logicznej. Frege wymieniony jest w obu tych kontekstach: jako jeden z tych logików i matematyków, którzy "przyczynili się ostatnio wielce" do wyjaśnienia pierwszego z tych pojęć22,
22Zob. J. Łukasiewicz, Z zagadnień..., op. cit., s. 103 (z powołaniem na Grundgesetze i Funktion und Begriff); por. także ibid., s. 113.
oraz jako autor, od którego bezpośrednio przejął Łukasiewicz termin "wartość logiczna". Podkreślić wszakże należy, że nie chodziło tu o p o j ę c i e wartości logicznej, lecz właśnie o sam jedynie t e r m i n, "który [...] stosuję w innym znaczeniu o tyle, że oznaczam nim nie tylko - jak to czyni Frege - prawdę i fałsz, ale także wszelkie stopnie prawdopodobieństwa"23.
23Ibid., s. 103.
Toteż także i tego powołania nie należy, jak się zdaje, przeceniać24.
24Zresztą w sprawozdaniu z dwu odczytów Łukasiewicza wygłoszonych na posiedzeniach PTF we Lwowie w roku 1910 (zob. J. Łukasiewicz, Ó wartościach logicznych, "Ruch Filozoficzny" 1 (1911), s. 52), w których referował on główne tezy swej teorii prawdopodobieństwa rozwinięte później w omawianej rozprawie, przedrukowanej pod tytułem Podstawy logiczne rachunku prawdopodobieństwa (przełożył E. Vielrose), [w:] Z zagadnień..., op. cit., s. 76-113), nie ma żadnej wzmianki o Fregem.
Frege wciąż jeszcze nie funkcjonuje jako autor Begriffsschrift i twórca rachunku zdań, a uwaga samego Łukasiewicza skoncentrowana jest - zgodnie z tytułem rozprawy - na pojęciu prawdopodobieństwa, nie zaś na logicznym czy metalogicznym wymiarze teorii.
Trudno precyzyjnie określić, kiedy zainteresowania Łukasiewicza przesunęły się w kierunku zagadnień logicznych, którymi zajmował się w okresie międzywojennym, a w szczególności - kiedy podjął badania nad logiką zdań. W każdym razie owa nowa orientacja badawcza jest już zupełnie wyraźnie widoczna w opublikowanej w roku 1921 rozprawie Logika dwuwartościowa25,
25"Przegląd Filozoficzny" 23 (1920), Lwów 1921, s. 189-205 (Księga Pamiątkowa ku uczczeniu 25-letniej działalności nauczycielskiej na Katedrze Filozofii w Uniwersytecie Lwowskim Kazimierza Twardowskiego).
(którą Wolniewicz uważa zarazem za najdobitniejszy przejaw wpływu Fregego - symptom "okresu skrajnego fregizmu" w twórczości Łukasiewicza26),
26Zob. G. Frege, Pisma semantyczne, op. cit., s. xiv, oraz s. 70-71
(przypis wydawcy).
a w mowie rektorskiej wygłoszonej w Uniwersytecie Warszawskim na inauguracji roku akademickiego 1922-1923 sformułował Łukasiewicz następujące tezy, które odtąd stale powtarzały się w jego pracach: "Wiemy dziś dzięki logice matematycznej, że podstawowym systemem logicznym jest nie ubogi fragment l o g i k i n a z w, zwany sylogistyką Arystotelesa, lecz nierównie ważniejsza od sylogistyki l o g i k a z d a ń. Prawami tej logiki Arystoteles posługiwał się intuicyjnie: systematycznie rozbudowali ją stoicy z Chryzypem na czele. W naszych czasach stworzył logikę zdań w doskonałej niemal aksjomatycznej postaci Gottlob Frege w r. 1879..."27.
27J. Łukasiewicz, O determinizmie (w: Z zagadnień..., op. cit., s. 114-126), s. 118.
Powtórzmy: po pierwsze, fundamentalną teorią logiczną jest logika zdań (a nie sylogistyka); po drugie, logika stoików była logiką zdań28;
28Twierdzenie to, szczegółowo udokumentowane m.in. w rozprawie Z historii logiki zdań, op. cit., uważał Łukasiewicz za jedno ze swych najważniejszych odkryć w zakresie historii logiki.
po trzecie, logika zdań, ujęta w sposób w pełni sformalizowany i przedstawiona w eleganckiej formie aksjomatycznej, wyłożona została po raz pierwszy w dziejach myśli ludzkiej w Begriffsschrift Gottioba Fregego29.
29Także do tego swego odkrycia - bo istotnie było to odkrycie (por. przypis 5) - przywiązywał Łukasiewicz dużą wagę: "zależy mi - pisał - na stwierdzeniu faktu, który nawet w Niemczech nie zdaje się być powszechnie znany, że twórcą nowożytnej logiki zdań jest Gottiob Frege" (Z historii logiki zdań, op. cit., s. 179); podobnie we wspólnej pracy Łukasiewicza i Tarskiego Untersuchungen über den Aussagenkalkül (1930) przedrukowanej pod tytułem Badania nad rachunkiem zdań (przełożył E. Vielrose), w: Z zagadnień..., op. cit., s. 129-143 - zob. s. 132. Por. też J. Łukasiewicz, Elementy..., op. cit., s. 8.
Było to zresztą - pisał Łukasiewicz - zjawisko jedyne w swoim rodzaju: "Bez żadnego pośrednictwa, tak że niepodobna sobie faktu tego historycznie wytłumaczyć, wyskakuje współczesna logika zdań w postaci niemal zupełnie doskonałej z genialnej głowy Gottloba Fregego, tego największego logika naszych czasów"30.
30J. Łukasiewicz, Z historii logiki zdań, op. cit., s. 192.
Z czysto formalnego punktu widzenia konstrukcja Fregego nie była wolna od pewnych niedoskonałości. Jedną z nich była dość niezwykła i prima facie niewygodna w użyciu symbolika, w czym zresztą większość autorów widziała główną przyczynę tego, że system Fregego nie zyskał uznania. Łukasiewicz także dostrzegał wady fregeańskiej ideografii, w szczególności to, że "zajmuje bardzo dużo miejsca"31.
31Ibid., s. 193; por. też Elementy..., op. cit., s. 15, gdzie mówi Łukasiewicz o "zawiłym sposobie znakowania Fregego".
W odróżnieniu jednak od innych czytelników Begriffsschrift Łukasiewicz nie tylko bardzo dobrze rozumiał, dlaczego Frege przyjął taką właśnie symbolikę, a nie inną (dlaczego np. nie mogła być ona wzorowana na matematycznej ani nawet nie mogła z niej korzystać32),
32*Zob. J. Łukasiewicz, Elementy..., op. cit., s. 14.
lecz także dostrzegł jej zalety - przede wszystkim to, że "pozwala obejść się bez znaków interpunkcyjnych, jak nawiasy, punkty itp."33);
33J. Łukasiewicz, Z historii logiki zdań, op. cit., s. 193.
jakoż tą samą zaletą odznacza się, przy ogromnej w porównaniu z Fregem oszczędności miejsca, wprowadzona przez samego Łukasiewicza dobrze znana symbolika beznawiasowa, która szybko zyskała szerokie uznanie. Łukasiewicz zauważył też, że aksjomatykę Fregego, złożoną z sześciu aksjomatów: (1) CpCqp, (2) CCpCqrCCpqCCpr34),
34Może warto tu dla przykładu podać, że w oryginalnej symbolice Begriffsschrift aksjomat ten, zwany dziś na ogół "prawem Fregego", wyglądałby tak oto:
Na terenie rachunku zdań porównanie ideografii Fregego, pod względem oszczędności miejsca, z zapisem Łukasiewicza nie wymaga komentarzy. Należy jednak pamiętać, że ideografia ta pomyślana była jako symbolika nie samej tylko logiki zdań, ani nawet samej tylko logiki, lecz - matematyki. Wystarczy spróbować podstawić za zmienne p, q i r jakiekolwiek konkretne "nadające się do osądu" treści matematyczne, by zrozumieć, że notacją Łukasiewicza stałaby się wówczas nieczytelna (i zresztą przestałaby być beznawiasowa), podczas gdy ideografia Fregego zachowuje swe zalety.
Na terenie rachunku zdań porównanie ideografii Fregego, pod względem oszczędności miejsca, z zapisem Łukasiewicza nie wymaga komentarzy. Należy jednak pamiętać, że ideografia ta pomyślana była jako symbolika nie samej tylko logiki zdań, ani nawet samej tylko logiki, lecz - matematyki. Wystarczy spróbować podstawić za zmienne p, q i r jakiekolwiek konkretne "nadające się do osądu" treści matematyczne, by zrozumieć, że notacją Łukasiewicza stałaby się wówczas nieczytelna (i zresztą przestałaby być beznawiasowa), podczas gdy ideografia Fregego zachowuje swe zalety.
(3) CCpCqrCqCpr, (4) CCpqCNqNp, (5) CNNpp, i (6) CpNNp, można w istotny sposób uprościć, jako że aksjomat (3) wynika z (l) i (2), zamiast zaś aksjomatów (4), (5) i (6) można przyjąć jeden aksjomat (7) CCNpNqCqp; dalsze prace doprowadziły do znalezienia także innych aksjomatyk klasycznego, implikacyjno-negacyjnego rachunku zdań, np. układu (8) CCpqCCqrCpr, (9) CCNppp, (10) CpCNpq, który autor uważał za najprostszy i najbardziej intuicyjny35).
35Zob. J. Łukasiewicz, A. Tarski, Badania nad rachunkiem zdań, op. cit., s. 132; por. też J. Łukasiewicz, Elementy..., op. cit. Do tego samego kręgu problemów odnosiły się też podjęte przez samego Łukasiewicza i jego uczniów intensywne poszukiwania jedynego (i możliwie najkrótszego) aksjomatu, wystarczającego do zrekonstruowania całej teorii (liczne informacje o tych trudnych i pracochłonnych badaniach znaleźć można w różnych miejscach rozpraw zamieszczonych w zbiorze Z zagadnień..., op. cit.; por. także B. Sobociński, In Memoriam..., op. cit., s. 18 i n.; zob. także J. Woleński, Filozoficzna szkoła Iwowsko-warszawska, Warszawa 1985, rozdz. V).
Podjął też Łukasiewicz badania nad takimi problemami, jak zagadnienie niesprzeczności czy zupełności rachunku zdań, które przez Fregego mogły być oczywiście tylko zasygnalizowane36).
36Zob. w tej kwestii np. J. Łukasiewicz, Elementy..., op. cit.,
rozdz. III.
Niezależnie jednak od owych kwestii technicznych, w odniesieniu do których system Fregego dawał się poprawić, a jego idee uogólnić daleko poza ten horyzont, który sam autor Begriffsschrift mógł sobie wyobrazić, najważniejszy zdaniem Łukasiewicza był po pierwsze sam fakt, że Frege w ogóle wysunął logikę zdań na czoło całego systemu logiki odwracając w ten sposób tradycyjną "sylogistyczną" perspektywę (charakterystyczną w szczególności także dla prac prowadzonych w duchu Boole'a-Schrödera); po drugie zaś to, że z niezwykłą precyzją37
37Ową cechę myśli Fregego, zdecydowanie wyróżniającą go na tle innych twórców logiki formalnej, podkreślał Łukasiewicz wielokrotnie; zob. np. Elementy..., op. cit., s. 15 ("Nieocenioną wartością badań logicznych Fregego jest ich wyjątkowa ścisłość..."), podobnie s. 22.
zdołał rachunek ten przedstawić w postaci sformalizowanego systemu dedukcyjnego, stanowiącego znakomity i szczególnie prosty obiekt badań - swoiste "laboratorium, w którym można odkrywać metody metamatematyczne i tworzyć pojęcia metamatematyczne, które następnie dają się przenieść na bardziej skomplikowane systemy matematyczne"38.
38J. Łukasiewicz, A. Tarski, Badania nad rachunkiem zdań, op. cit., s. 143. Sam Tarski również w innym miejscu podkreślał znaczenie obu tych kwestii - zob. A. Tarski, Introduction to logic, New York 1941 (oryg. 1936), odpowiednio s. 19 i 133.
Głównie z tego właśnie powodu Łukasiewicz uważał zapoczątkowany przez Fregego kierunek badań logicznych za ważniejszy, aniżeli zapoczątkowany przez Boole'a kierunek algebry logiki, a samego Fregego za człowieka, który lepiej niż inni "rozumiał swoistość badań logicznych" i który konstruując swój system logiki "najgłębiej dotknął i najsubtelniej rozwiązał zagadnienia leżące u jej podstaw" 39.
39J. Łukasiewicz, Elementy..., op. cit., s. 14-15.
W centrum uwagi Leśniewskiego, w odróżnieniu od Łukasiewicza, leżały nie tyle problemy metalogiczne, ile przede wszystkim sprawa konstrukcji tego, co nazywał "systemem podstaw matematyki", tj. sformalizowanego systemu dedukcyjnego, z którego - za pomocą środków czysto logicznych - można by wyprowadzić całość wiedzy matematycznej. Pod tym względem nawiązywał Leśniewski bezpośrednio do Fregego. Jego punkt wyjścia był oczywiście inny - i po upływie niemal 40 lat od chwili opublikowania Begriffsschrift musiał być inny niż punkt wyjścia Fregego. Po pierwsze, Leśniewski miał do dyspozycji pewien wzór - Principia Mathematica - który co prawda, jak powiedziano, z różnych powodów ostro krytykował, ale który stanowił jednak gotowy przykład formalnie poprawnego systemu tego typu, o jaki chodziło; nie jest rzeczą przypadku, że w rozprawie O podstawach antologii podkreślał Leśniewski - wyraźnie dając do zrozumienia, iż jest to wystarczający dowód wartości uzyskanych przez niego rezultatów - że można wyprowadzić z nich "system podstaw matematyki", "z grubsza analogiczny, pod względem treści, do Principia Mathematica panów Whiteheada i Russella"40.
40S. Leśniewski, O podstawach antologii - Über die Grundlagen der Ontologie, "Comptes rendus des séances de la Société des Sciences et des Lettres de Varsovie" 23 (1930), cl. III, s. 113-114; por. też O podstawach matematyki, Wstęp i rozdziały I-III, op. cit., s. 164, gdzie Leśniewski przyznaje, że również w odniesieniu do samego sposobu przedstawienia osiągniętych rezultatów miał zamiar (zanim pewne okoliczności nie skłoniły go do zmiany planów) wyłożyć je "metodą systematyczno-kompendialną, wzorując się pod tym względem na głośnym dziele pp. Whiteheada i Russella".
Po drugie, w pewnym przynajmniej stopniu mógł Leśniewski posłużyć się istniejącą, dość już zaawansowaną aparaturą logiczną, którą Frege musiał od zera na własny użytek konstruować. Po trzecie wreszcie Leśniewskiemu od początku chodziło o to, by uniknąć nie tylko antynomii Russella (o której istnieniu Frege dowiedział się w chwili, gdy drugi tom jego Grundgesetze był już w druku), lecz wszelkich możliwych antynomii logicznych i semantycznych. W odróżnieniu od Łukasiewicza, który nigdy - jak się zdaje - nie był szczególnie zainteresowany zagadnieniem eliminowania antynomii z podstaw logiki41,
41W O zasadzie sprzeczności u Arystotelesa, op. cit., 132, po przedstawieniu antynomii Russella, Łukasiewicz stwierdził krótko: "Nie będę próbował tej trudności rozwiązywać [...], chociaż przypuszczam, że można znaleźć jakieś rozwiązanie, salvis principiis exclusi tertii et contradictionis" - i rzeczywiście w swych późniejszych pracach sprawą tą nigdzie się nie zajmował.
na Leśniewskim problem ten wywarł wielkie wrażenie: "Od czasu - pisał - gdy w roku 1911 rozpocząłem zapoznawanie się z nimi od poznania 'antynomii' p. Russella [...], zagadnienia, związane z 'antynomiami', stały się na lat jedenaście przeszło najbardziej natrętnym tematem moich rozmyślań"42.
42S. Leśniewski, O podstawach matematyki. Wstęp i rozdziały I-III, op. cit., s. 183.
Już sam fakt, że Leśniewski, w odróżnieniu od Fregego, zdawał sobie sprawę z możliwości pojawienia się antynomii, podnosił jeszcze wyżej standardy pożądanej ścisłości w konstrukcji systemu, a głębokie przemyślenie ich możliwych źródeł zasugerowało mu oryginalne środki zapobiegające grożącym niebezpieczeństwom. Toteż rezultaty, do których doszedł Leśniewski - głównie z uwagi na ostatnią z wymienionych wyżej okoliczności - były inne niż rezultaty Fregego. Jego system, złożony jak wiadomo z trzech hierarchicznie nadbudowanych jedna nad drugą teorii, tzw. prototetyki, ontologii i mereologii43,
43Chronologicznie rzecz biorąc, przeciwnie niż w porządku systematycznym, gdzie mereologia zakłada jako bazę logiczną prototetykę i ontologię, a w ramach logiki ontologia oparta jest na prototetyce, pierwszą teorią rozwiniętą przez Leśniewskiego była mereologia (połowa lat dwudziestych); idee ontologii pochodzą z lat 1919-1921, prototetyki - z roku 1923. Publikować swe rezultaty zaczął jednak Leśniewski - a i to w sposób dość chaotyczny - dopiero w końcu lat dwudziestych (pomijając
pierwszy, niedoskonały - jak to autor później przyznawał - wykład mereologii w rozprawie Podstawy ogólnej teorii mnogości I, Moskwa 1916), a więc wówczas, gdy główny nurt badań w zakresie logiki matematycznej i teorii podstaw matematyki skierował się w stronę innych kwestii niż te, które pasjonowały Leśniewskiego (zob. w tej kwestii np. A. Grzegorczyk, The systems of Leśniewski in relation to contemporary logical research, "Studia Logica" 3 (1955), s. 77-95). Fakt ten bez wątpienia przyczynił się do stosunkowo słabej znajomości jego idei poza polskim środowiskiem naukowym (gdzie znane one były w owym czasie głównie z wykładów Leśniewskiego i dyskusji naukowych, w których brał udział).
różnił się od systemu Fregego (a także od wszystkich innych znanych w owym czasie systemów) nie tylko w szczegółach, lecz także w wielu kwestiach zasadniczych: prototetyka, odpowiadająca logice zdań, stanowiła jednak jej istotne uogólnienie (wprowadzające w szczególności kwantyfikatory i zmienne funktory); ontologia grała rolę rachunku nazw, lecz w stosunku do tradycyjnego ujęcia rachunku predykatów była w istotny sposób zmodyfikowana, nawiązując do pewnych idei logiki scholastycznej; mereologia wreszcie - ekstralogiczna część systemu - odpowiadała teorii mnogości w systemach typu Fregego czy Russella, ale oparta była na zasadniczo odmiennym (kolektywnym) rozumieniu pojęcia zbioru44.
44Samo rozróżnienie dystrybutywnego i kolektywnego pojęcia zbioru znane było wcześniej różnym autorom (choćby Fregemu, do którego "interesujących uwag" w tej kwestii nawiązywał Leśniewski np. w trzecim rozdziale rozprawy O podstawach matematyki). Leśniewski był jednak bodaj pierwszym (i chyba jedynym jak dotąd) autorem, który podjął próbę systematycznego opracowania teorii zbiorów w sensie kolektywnym i włączył tę teorię, jako składnik istotny i nieusuwalny, do "systemu podstaw matematyki".
W sumie jednak obu autorom chodziło ostatecznie o ten sam cel.
Leśniewski dążył do zbudowania systemu, który byłby nie tylko czysto konwencjonalną konstrukcją formalną, lecz który mógłby stanowić "jeden z możliwych fundamentów całokształtu systemu nauk matematycznych", pojmowanych jako "teorie dedukcyjne służące do ujęcia w prawa możliwie ścisłe różnorodnej rzeczywistości świata" - w odróżnieniu od takich niesprzecznych systemów dedukcyjnych, "które zabezpieczają wprawdzie możność otrzymywania na ich gruncie obfitości wciąż nowych twierdzeń, odznaczają się jednak jednocześnie brakiem jakichkolwiek łączących je z rzeczywistością walorów intuicyjno-naukowych"45.
45S. Leśniewski, O podstawach matematyki. Wstęp i rozdziały I-III, op. cit., s. 164 i 166.
Stanowisko takie zajął zresztą Leśniewski bardzo wcześnie (jak pokazuje to np. cytowany w czwartym rozdziale rozprawy O podstawach matematyki fragment przedmowy do pochodzących z 1916 roku Podstaw ogólnej teorii mnogości I 46);
46Zob. S. Leśniewski, O podstawach matematyki. Rozdział IV ("Przegląd Filozoficzny" 31 (1928), s. 261-291), s. 261-262.
dlatego też od samego początku stawiał przed swym systemem wyjątkowo wysokie wymagania - w efekcie jest on do dziś bodaj jedynym "systemem podstaw matematyki" osiągającym, a w niektórych punktach (np. w kwestii dyrektyw definiowania) przewyższającym nawet fregeańskie standardy ścisłości. Formalizacja nie była dla Leśniewskiego celem samym w sobie, lecz narzędziem, środkiem do uzyskania określonego celu, tak samo jak dla Fregego i dla owej "znacznej liczby takich pracowników nauki, którym nie wystarcza sama rozkosz pisania znaczków i przekształcania wzorków, i którzy - w przeciwieństwie do zwolenników bezsensowności matematyki (zdarzają się przecie i tacy47)
47W tym miejscu odsyłał Leśniewski do sławnej rozprawy J. von Neumanna, Zur Hilbertschen Beweistheorie z roku 1927, przeciwstawiając zawartej tam formalistycznej koncepcji poglądy Fregego w kwestii sensowności twierdzeń matematycznych, wyłożone w drugim tomie Grundgesetze. Por. też pełną aprobatę Leśniewskiego dla "uwag Fregego, dotyczących 'wymyślania' przez matematyków przedmiotów, których nie ma" (zob. O podstawach matematyki. Wstęp i rozdziały I-III, op. cit., s. 191-196).
- pragną zdać sobie sprawę ze znaczenia wzorów przekształcanych, respective uświadomić sobie, 'o czym' i 'co' się za pomocą tych wzorów pragnie stwierdzić"48.
48S. Leśniewski, O podstawach matematyki, Wstęp i rozdziały I-III, op. cit., s. 180-181. Fakt, że niejasności i nieścisłości wypowiedzi zawartych w Principia Mathematica, a także w innych pracach z zakresu "logiki symbolicznej" utrudniały lub wręcz uniemożliwiały zrozumienie, "o czym" i "co" w dziełach tych się mówi, podawał Leśniewski za główną przyczynę swej długoletniej "awersji względem tej dyscypliny" (ibid., s. 169; również s. 170, 180-181; także w rozdziale XI tej rozprawy (zob. S. Leśniewski, O podstawach matematyki, rozdziały X-XI, "Przegląd Filozoficzny" 34 (1931), s. 142-170, s. 154).
Aksjomatów i tez swego systemu nie uważał tedy Leśniewski za bezsensowne ciągi "znaczków", lecz za wypowiedzi mające pewien sens, odnoszące się do pewnej rzeczywistości - wypowiedzi, o których prawdziwości był intuicyjnie przekonany: "zupełnie nie mam - pisał - zamiłowania do rozmaitych 'gier matematycznych' polegających na tym, że wypisuje się, zgodnie z takimi lub innymi konwencjonalnymi regułami, różne bardziej lub mniej malownicze formuły, które nie muszą być bynajmniej sensowne [sinvoll], lub nawet, jak chcieliby niektórzy zwolennicy takich 'gier', właśnie powinny być pozbawione sensu [sinnlos]". Nie byłoby warto dążyć, poprzez formalizację systemu, do maksymalnej ścisłości w sposobie jego prezentacji, gdyby nie to, że jego tezy powinny być wyposażone w "pewien całkiem określony, właśnie taki, a nie inny sens, przy którym aksjomaty systemu oraz procedury definicyjne i reguły wnioskowania [Schluss- und Definitionsmethoden] skodyfikowane w jego dyrektywach mają dla mnie nieodpartą intuicyjną ważność". Formalizm systemu bierze się właśnie stąd - wyjaśniał Leśniewski - że "jestem zatwardziałym 'intuicjonistą': dążę [bowiem], przy przedstawianiu różnych teorii dedukcyjnych, do wyrażenia w szeregu sensownych zdań szeregu myśli żywionych przeze mnie w odniesieniu do takich czy innych kwestii i wyprowadzenia jednych zdań z innych w sposób harmonizujący z regułami wnioskowania, które 'intuicyjnie' uważam za mnie osobiście obowiązujące [als für mich bindend], nie znam zaś skuteczniejszej metody zapoznania czytelnika z moimi 'intuicjami logicznymi' niż metoda 'formalizacji' teorii dedukcyjnych, o których przedstawienie chodzi, które [to teorie] jednak bynajmniej nie przestają, pod wpływem takiej 'formalizacji', składać się z całkowicie [lauter] sensownych zdań mających dla mnie ważność intuicyjną"49.
49Cały wywód i wszystkie przytoczone w tym akapicie cytaty, zob. S. Leśniewski, Grundzüge eines neuen Systems der Grundlagen der Mathematik, "Fundamenta Mathematicae" 14 (1929), s. 78.
Oczywiście, wyrażone tu stanowisko zajął autor nie pod wpływem lektury pism Fregego. Obok pewnych idei wypracowanych już na początku drugiej dekady XX wieku i obecnych w pracach z owego prelogicznego okresu działalności Leśniewskiego50,
50S. Leśniewski, Przyczynek do analizy zdań egzystencjalnych, "Przegląd Filozoficzny" 14 (1911), s. 329-345, Próba dowodu ontologicznej zasady sprzeczności, ibid. 15 (1912), s. 202-226, Krytyka logicznej zasady wyłączonego środku (sic), ibid. 16 (1913), s. 315-352, Czy prawda jest tylko wieczna, czy też wieczna i odwieczna?, "Nowe Tory" 18 (1913). Prac tych później autor "uroczyście się wyrzekł", żałując, "że zostały w ogóle wydane" i ogłaszając "bankructwo 'filozoficzno'-gramatycznych poczynań"
owego okresu działalności twórczej (zob. O podstawach matematyki. Wstęp
i rozdziały I-III, op. cit., s. i182-183). Nie ulega jednak wątpliwości, że przynajmniej pewne idee w nich sformułowane (odnoszące się np. do zagadnień niedoskonałości języka naturalnego) nie tylko grały rolę w kształtowaniu się pierwszej wersji koncepcji Leśniewskiego, lecz również zachowały wpływ na jego późniejsze analizy.
bezpośrednim źródłem jego "intuicjonizmu" były najwyraźniej wspomniane wyżej wysiłki zmierzające do nadania sensu tezom sformułowanym w Principia Mathematica, a przede wszystkim próby uporania się z antynomią Russella. We wstępie do cytowanej tu już wielokrotnie rozprawy O podstawach matematyki pisał Leśniewski o "stanach zwróconej ku rzeczywistości udręki intelektualnej, płynących z nieodpartej intuicyjnej konieczności wierzenia w 'prawdziwość' pewnych założeń oraz w 'poprawność' pewnych rozumowań prowadzących do sprzeczności w połączeniu z tymi założeniami" i o tym, że "jedyną metodą rzeczywistego 'rozwiązywania' 'antynomii' jest metoda intuicyjnego podważania składających się na sprzeczność rozumowań lub założeń"51,
51S. Leśniewski, O podstawach matematyki, Wstęp i rozdziały I-III, op. cit., s. 167. "Matematyka pozaintuicyjna - dodawał autor - nie zawiera w sobie skutecznych remediów na niedomagania intuicji" (ibid.).
Jakoż tę właśnie metodę zastosowawszy, uzyskał Leśniewski już w opublikowanej w 1914 roku rozprawie Czy klasa klas, nie podporządkowanych sobie, jest podporządkowana sobie?52,
52"Przegląd Filozoficzny" 17 (1914), s. 63-75. Później, streszczając w drugim rozdziale pracy O podstawach matematyki ("Przegląd Filozoficzny" 30 (1927), s. 182-189) wyniki swych wczesnych analiz problemu antynomii, określił Leśniewski tę rozprawę jako "marną" (s. 186); podstawowa myśl Leśniewskiego, rozwinięta następnie w ramach aksjomatycznego ujęcia mereologii, była tam już jednak obecna.
swe znane rozwiązanie antynomii Russella - rozwiązanie, którego nie uważał bynajmniej za zabieg czysto formalny, lecz co do którego był przekonany, iż opiera się na trafnych logicznych intuicjach związanych z pojęciem klasy. Dlatego też, choć w przypisie do cytowanego wyżej fragmentu z Grundzüge określał swój system, "z całą skromnością", jako "tylko [...] jedną z licznych prób 'sformalizowania' matematyki podejmowanych na większą skalę przez różnych badaczy od czasów Fregego"53,
53S. Leśniewski, Grundzüge..., op. cit., s. 79.
to jednak nie wahał się też twierdzić, iż uważa swój własny system za j e d y n ą "konstrukcję teoretyczną, która by, czyniąc zadość wymaganiom, jakie stawiam teoriom dedukcyjnym, 'rozwiązywała' zarazem w wystarczający dla mnie sposób istniejące 'antynomie'54.
54S. Leśniewski, O podstawach matematyki. Wstęp i rozdziały
I-III, op. cit., s. 168.
Nie akceptował tedy Leśniewski ani aksjomatycznej rekonstrukcji teorii mnogości, która później w praktyce matematycznej została niemal powszechnie przyjęta jako najlepsza metoda eliminacji antynomii55,
55W szczególności Leśniewski nie akceptował "architektonicznie wyrafinowanej konstrukcji" Zermelo, która "wprowadza do 'teorii mnogości' szereg pozbawionych uzasadnienia intuicyjnego zakazów, zmierzających do usunięcia 'antynomii' z matematyki" (ibid., s. 167).
ani teorii typów56,
56Zob. ibid., s. 167.
ani wreszcie chronologicznie najwcześniejszej propozycji samego Fregego. Nawet bowiem tę ostatnią koncepcję uważał Leśniewski za pozbawione intuicyjnego fundamentu rozwiązanie ad hoc, na którym nie może być oparty "prawdziwy" "system podstaw matematyki": "Frege - pisał autor - podaje [...] sposób takiego przekształcenia swego systemu, przy którym nie daje się już w nim skonstruować 'antynomia' p. Russella; sposób ten polega na zastąpieniu jednego z aksjomatów systemu przez pewien inny aksjomat, o którym można by przypuszczać [...], że nie posiada wystarczającego oparcia intuicyjnego nawet w intuicjach samego autora" 57.
57S. Leśniewski, O podstawach matematyki, Wstęp i rozdziały
I-III, op. cit., s. 166-167. Dlatego też - dodawał wówczas Leśniewski -
pytanie, czy poprawka Fregego z czysto formalnego punktu widzenia jest
wystarczająca, nie ma w gruncie rzeczy znaczenia (zob. ibid.). (Później Leśniewski udowodnił, że w rzeczywistości nie jest wystarczająca - zob.
B. Sobociński, L'analyse de l'antinomie Russellienne par Leśniewski,
"Methodos" l (1949), s. 94-107, 220-228 i 308-316 oraz 2 (1950), s. 237-
257).
Leśniewski zdawał sobie jednak doskonale sprawę z daleko idącej zbieżności swojej koncepcji z teorią Fregego nie tylko w wymiarze technicznym, lecz również w odniesieniu do charakteryzującej tło obu systemów antykonwencjonalistycznej i antyformalistycznej orientacji. Wolno sądzić, że właśnie dlatego - a nie tylko z uwagi na wzorową ścisłość analiz logicznych Fregego - uważał Leśniewski jego system za najznakomitszy rezultat logiczny w historii myśli ludzkiej, określając w szczególności Grundgesetze jako "najbardziej imponujące wcielenie zdobyczy osiągniętych w dziejach uzasadnienia matematyki w zakresie solidności metody dedukcyjnej oraz najcenniejsze od czasów greckich źródło tych zdobyczy"58.
58S. Leśniewski, O podstawach matematyki, Wstęp i rozdziały I-III, op. cit., s. 166.
Takie opinie Łukasiewicza i Leśniewskiego, dwu bodaj najwybitniejszych - przed dojściem do głosu Tarskiego - logików polskich i liderów warszawskiego centrum logicznego w okresie międzywojennym, musiały oczywiście wytworzyć ogólną, by tak rzec, profregeańską atmosferę w polskim środowisku naukowym, zarówno w kręgach logików59,
59Bardzo wysoką ocenę Fregego ("bez wątpienia największego logika wieku XIX") podzielał w szczególności Tarski - zob. A. Tarski, Introduction to logic, op. cit., s. 19; por. też B. Sobociński, In Memoriam..., op. cit., s. 7 ("Frege, bodaj największy logik od czasów Arystotelesa").
jak też w kręgach filozofów nie zajmujących się logiką formalną w ścisłym sensie tego słowa, jak Ajdukiewicz czy Kotarbiński. Ten ostatni autor, w artykule Główne kierunki i tendencje filozofii w Polsce (1933) wyjaśniał silne wpływy niemieckie na filozofię polską tym, że Frege, obok Schrödera, wywarł "decydujący wpływ na rozwój naszej logistyki"60,
60Zob. T. Kotarbiński, Wybór pism, t. II, Warszawa 1958, s. 748 (cytowana rozprawa była pierwotnie drukowana w języku niemieckim, pod tytułem Die Hauptprobleme und Grundtendenzen der Philosophie in Polen w "Slavische Rundschau" 4 (1933)); por. J. Woleński, Filozoficzna szkoła..., op. cit., s. 26.
a później, wspominając panujący w Warszawie w okresie międzywojennym klimat intelektualny pisał, że nazwisko Fregego, obok nazwisk Peany, Russella i innych, "nie schodziło z ust"61
61T. Kotarbiński, Obraz rozmyślań własnych, w: Fragmenty filozoficzne, seria III (Księga pamiątkowa ku czci Profesora Tadeusza Kotarbińskiego), Warszawa 1967, s. 16.
- i informacje te z pewnością uważać można za najzupełniej miarodajne. W tej sytuacji byłoby rzeczą dość naturalną, gdyby okazało się, że - tak, jak to sugerowały przytoczone wyżej wypowiedzi Scholza - nie tylko "techniczne" rezultaty autora Begriffsschrift, lecz również jego ogólniejsze koncepcje wywarły wpływ na Iwowsko-warszawską formację intelektualną. Tymczasem okazuje się, że w odniesieniu do zagadnień wykraczających poza problematykę bezpośrednio związaną z badaniami ściśle logicznymi - tzn. w odniesieniu do filozoficznego tła i filozoficznych konsekwencji systemu Fregego - owa profregeańska atmosfera znalazła zaskakująco słabe odzwierciedlenie w twórczości omawianych tu przedstawicieli szkoły polskiej.
Jeśli np. idzie o Leśniewskiego, to - pomijając podkreśloną wyżej antyformalistyczną interpretację "systemu podstaw matematyki" (gdzie zresztą, jak widzieliśmy, chodziło nie tyle o recepcję idei Fregego, ile raczej o zbieżność stanowisk) - znajdujemy w jego twórczości tylko jedno jawne i bezpośrednie nawiązanie do poglądów autora Grundgesetze - a i to nawiązanie zdecydowanie krytyczne. Jakoż w trzecim rozdziale rozprawy O podstawach matematyki, poświęconym "różnym rodzajom rozumienia wyrazów 'klasa' i 'zbiór'", nawiązuje Leśniewski do fregeańskiej krytyki takich teorii klas, w których (jak np. u Schrödera) przyjmuje się, iż klasa "składa się", przy dosłownym rozumieniu tego zwrotu, ze swych elementów, dopuszczając jednak zarazem, z powodów formalnych, istnienie klas pustych, a także - że dla dowolnego przedmiotu x, jest on identyczny z klasą jednostkową {x} składającą się z tego właśnie przedmiotu. Otóż Leśniewski akceptuje pogląd Fregego w odniesieniu do pierwszej z tych kwestii: "W życiu mym - pisze - nie było w ogóle okresu, w którym bym nie pozostawał w na j zupełniejszej zgodzie z lapidarną uwagą, wypowiedzianą przez Fregego a propos teorii klas Ernesta Schrödera: 'Jeśli' ... 'klasa składa się z przedmiotów, [jeśli] jest ich zgromadzeniem [Sammlung], kolektywnym połączeniem [kollektwe Vereinigung], to musi znikać, gdy znikają [same] te przedmioty. Jeśli spalimy wszystkie drzewa w lesie, to spalimy tym samym las. Klasa pusta nie może zatem istnieć'"62.
62"S. Leśniewski, O podstawach matematyki. Wstęp i rozdziały I-III, op. cit., s. 196; cytowany przez Leśniewskiego fragment pochodzi z rozprawy Fregego Kritische Beleuchtung einiger Punkte in E. Schröders Vorlesungen über die Algebra der Logik (zob. G. Frege, Kleine Schriften, op. cit., s. 195).
Odrzuca natomiast Leśniewski fregęańską krytykę w odniesieniu do drugiej kwestii. "Stanowcze twierdzenie autora, że 'pogiądu, zgodnie z którym klasa składa się z indywiduów i zatem [also] pojedynczy przedmiot [Einzelding] pokrywa się z [odpowiednią] klasą jednostkową, w żadnym przypadku nie można utrzymać', uważam za twierdzenie najzupełniej bezzasadne, nie ma bowiem z mego punktu widzenia żadnego uzasadnienia tkwiące w tym ustępie i o wartości jego decydujące 'also'"63.
63S. Leśniewski, O podstawach, matematyki.Wstęp i rozdziały I-III. op. cit., s. 199 (cytowany przez autora fragment pochodzi z Kritische Beleuchtung..., op. cit., s. 202).
Toteż, pisze Leśniewski, zarzuty Fregego pod adresem kolektywnego rozumienia pojęcia klasy, słuszne w odniesieniu do teorii Schrödera, nie stosują się do mereologii64,
64Ibid., s. 196.
zarazem zaś jego własna koncepcja jest po prostu całkowicie niezrozumiała. "Zwalczając stanowisko - pisze Leśniewski - z którym zgodnie każda klasa tych lub innych przedmiotów składa się z tych właśnie przedmiotów, przeciwstawia Frege temu stanowisku bronioną przez siebie koncepcję klas, traktującą je jako 'zakresy pojęć'65...
65W tym miejscu odsyła Leśniewski do stosownych miejsc drugiego tomu Grundgesetze (mianowicie s. 253 i 254), cytując także dwa fragmenty z Kritische Beleuchtung..., op. cit., s. 210 i 206-207.
Koncepcji Fregego, traktującej klasy jako 'zakresy pojęć', nie poddaję tu analizie merytorycznej, nie potrafiłem bowiem dotąd zrozumieć pomimo najszczerszych w tym kierunku wysiłków, o czym też to naprawdę mówią różni autorowie, gdy się posługują wyrażeniem 'zakres pojęcia' [...] Z cytowanego wyżej powiedzenia Fregego, że zakres pojęcia 'opiera się na samym pojęciu i tylko na nim [hat an dem Begriffe selbst und nur an diesem seinen Halt]'66,
66G. Frege, Kleine Schriften, op. cit., s. 210.
nie rozumiem ani odrobiny więcej, aniżeli z najciemniejszych enuncjacji przedstawicieli 'filozofii romantycznej', co znaczy po prostu, że nic doszczętnie z tego powiedzenia nie rozumiem"67.
67S. Leśniewski, O podstawach matematyki. Wstęp i rozdziały I-III, op. cit., s. 200. Dalej, na s. 200-206, Leśniewski kontynuuje krytykę koncepcji klas jako "zakresów pojęć" i koncepcji pokrewnych stwierdzając w szczególności, że czuje "w 'klasach' pp. Whiteheada i Russella, podobnie jak w 'zakresach pojęć' Fregego, zapach mitycznych okazów obfitej galerii przedmiotów 'wymyślonych'..." (ibid., s. 204; por. też s. 200).
Łukasiewicz nigdzie Fregego nie krytykował, ale też nigdy chyba nie akceptował żadnego większego fragmentu filozoficznej doktryny Fregego, przywołując jedynie przy różnych okazjach poszczególne myśli autora Begriffsschrift - te mianowicie, do których bezpośrednio nawiązywał w swej własnej twórczości logicznej. Pomijając miejsca, w których Łukasiewicz mówił o Fregem jako wybitnym przedstawicielu współczesnej logiki matematycznej i w szczególności twórcy nowożytnej zaksjomatyzowanej postaci logiki zdań68,
68Poza miejscami cytowanymi już wyżej, zob. np. J. Łukasiewicz, Z zagadnień..., op. cit., s. 111, 113, 114, 210, 194; Elementy..., op. cit., s. 21, 47, 48-49. Por. też Aristotie's syllogistic from the standpoint of modern
formal logic, second ed. enlarged, Oxford 1957 (wyd. I 1951), s. 48.).
oraz (na ogół lakoniczne, ogólnikowe i zresztą rzadkie) wzmianki o nim jako zwolenniku logicyzmu69,
69Zob. np. J. Łukasiewicz, Elementy..., op. cit., s. 14; warto odnotować, że mówiąc w rozprawie O twórczości w nauce (1912) o tym, iż "cała matematyka da się sprowadzić do logiki", wymienia Łukasiewicz wyłącznie nazwisko Russella (zob. Z zagadnień..., op. cit., s. 73).
w całej przedwojennej twórczości Łukasiewicza znajdujemy tylko jedną pracę, w której silne - i wykraczające tu poza kwestie czysto techniczne - wpływy Fregego są wyraźnie widoczne: mianowicie Logikę dwuwartościową z 1921 roku. Rozprawę tę, jak już wspomniano, Wolniewicz uznał za artykuł "reprezentujący w poglądach Łukasiewicza okres skrajnego fregizmu"70,
70Zob. przypis 26.
i rzeczywiście, nawet gdyby autor nie napisał wyraźnie w otwierającym ją wstępie, iż Fregemu zawdzięcza wprowadzone w niej pojęcia "prawdy" i "fałszu", a także pojęcie "uznawania"71,
7178 Zob. J. Łukasiewicz, Logika dwuwartościowa, op. cit., s. 190- 192.
obecność w omawianym artykule różnych ważnych idei Fregego byłaby dla każdego oczywista. Nie kwestionując przeto ogólnej oceny Wolniewicza, chciałbym jednak zwrócić uwagę na kilka faktów, o których, chcąc uniknąć nieporozumienia, nie należy tu zapominać.
Pierwsza z moich uwag dotyczy owego pojęcia "uznawania", które określał Łukasiewicz jako "sposób zachowania się wobec wartości logicznych, znany każdemu z własnego doświadczenia" i które oddawał za pomocą znaku "U:", stosowanego w sposób formalnie podobny do tego, w jaki Frege używał, w Begriffsschrift, swego znaku "⊢"72:
72Znak ten jest na ogół nazywany w literaturze "znakiem asercji", co jest w odniesieniu do teorii Fregego mylące, i na ogół uważany za mniej więcej odpowiadający podobnemu znakowi ("⊢") stosowanemu przez Whiteheada i Russella w Principia Mathematica, co jest błędne - w tym miejscu jednak nie mogę spraw tych omawiać bardziej szczegółowo. Odnotuję tylko, że również Łukasiewicz nie widział - jak się wydaje - różnicy między ujęciami Fregego i Russella; zob. np. System logiki modalnej (A system of modal logic (1953)), w: Z zagadnień..., op. cit., s. 274 ("Pojęcie uznania i jego symbol "⊢" zostały wprowadzone do logiki przez Fregego w 1879 r., a następnie przyjęte przez autorów Principia Mathematica"); por. też Aristotle's syllogistic..., op. cit., s. 94.
tak, jak Frege w odróżnieniu od zapisu "- p" oznaczającego samą tylko "treść nadającą się do osądu" [beurteilbarer Inhalt] przez "⊢ p oznaczał odpowiedni sąd [Urteil], t j. uznanie prawdziwości p, tak Łukasiewicz pisał "U: p", gdy chciał powiedzieć "uznaję zdanie p"73,
7378 Zob. J. Łukasiewicz, Logika dwuwartościowa, op. cit., s. 190- 192.
Otóż, nawet nie wdając się w bezpośrednią analizę porównawczą koncepcji obu autorów w tej kwestii74,
74Analiza taka wykracza poza ramy niniejszego artykułu; nie byłaby zresztą rzeczą łatwą choćby dlatego, że fregeańska teoria znaku "⊢" jest do dziś w pracach najpoważniejszych badaczy Fregego przedmiotem kontrowersji. Mogę tu jedynie zasygnalizować, iż w moim przekonaniu koncepcje Fregego i Łukasiewicza w omawianej kwestii są mimo pozornych podobieństw odmienne.
w każdym razie wypada zauważyć, że jednocześnie z tak rozumianym pojęciem "uznawania" przyjmuje Łukasiewicz w Logice dwuwartościowej, powołując się tym razem na Brentanę75,
75J. Łukasiewicz, Logika dwuwartościowa, op. cit., s. 189. Por.
też Aristotle's syllogistic..., op. cit., s. 94.
pojęcie "odrzucania", interpretując je w dokładnie analogiczny sposób i także formalnie posługując się nim tak samo ("N: p" oznacza: "odrzucam zdanie p") - taka zaś idea, dopuszczająca obok - by tak rzec - asercji pozytywnej także negatywną, jest całkowicie niefregeańska i była przez Fregego ostro krytykowana76.
76Zob. np. G. Frege, Die Verneinung (w: Kleine Schriften, op. cit.); w rozprawie tej Frege expressis verbis rozważa sensowność wprowadzenia obok pojęcia die behauptende Kraft im Falle des Bejahens także pojęcia die behauptende Kraft im Falle des Verneinens - i po szczegółowej analizie koncepcję taką uznaje za logicznie błędną.
Sądzę, że już sam ten fakt powinien skłaniać do znacznej ostrożności przy interpretowaniu omawianej tu rozprawy Łukasiewicza, sugerując w każdym razie potrzebę dokładniejszego zbadania tych punktów, w których zdaje się on korzystać (czy w każdym razie twierdzi, iż korzysta) z idei Fregego.
Po drugie - co może nawet jest jeszcze ważniejsze - należy wziąć pod uwagę fakt, że rozprawa ta pomyślana była jako "fragment większego dzieła o logice trójwartościowej" i że wobec tego chciał autor ująć logikę dwuwartościową w taki sposób, by owa logika trójwartościowa okazała się jej "naturalnym rozszerzeniem"77.
77Zob. J. Łukasiewicz, Logika dwuwartościowa, op. cit., s. 189.
Jeśli tę deklarację Łukasiewicza potraktuje się poważnie, to obraz omawianej rozprawy wyraźnie się zmieni. "Przez logikę - pisze Łukasiewicz - rozumiem naukę o wartościach logicznych", a wartościami logicznymi są szczególnego rodzaju "przedmioty, oznaczane przez zdania": prawda, którą oznaczają wszystkie zdania prawdziwe, i fałsz, który oznaczają wszystkie zdania fałszywe. Podstawą "całej logiki dotychczasowej" jest zasada głosząca, że "każde zdanie jest albo prawdziwe, albo fałszywe", "a logikę, która zakłada, że istnieją dwie i tylko dwie wartości logiczne, mianowicie prawda i fałsz, nazywam dwuwartościową"78.
78Ibid., s. 190.
Wszystko to czyta się tak, jak by czytało się Fregego79-
79Oprócz Wolniewicza zwraca na to uwagę także Woleński (zob. J. Woleński, Filozoficzna szkoła..., op. cit., s. 83: "Na uwagę zasługuje także traktowanie wartości logicznych w stylu Fregego, tj. tak, że prawda jest denotacją wszystkich zdań prawdziwych, a fałsz - fałszywych").
i nawet pochodząca od Łukasiewicza interpretacja wartości logicznych, prawdy i fałszu, jako odpowiednio bytu i niebytu, zdaje się być jedną z dopuszczalnych interpretacji fregeańskiej doktryny80.
80Łukasiewicz pisze dosłownie: "Ontologicznie prawdzie odpowiada byt, fałszowi niebyt" (Logika dwuwartościowa, op. cit., s. 190). Wolniewicz, w cytowanym tu już parokrotnie miejscu (G. Frege, Pisma semantyczne, op. cit., przypis wydawcy na s. 70-71) pisze, że ta interpretacja "odpowiada najlepiej" duchowi koncepcji Fregego (przynajmniej w tej wersji, w jakiej podana jest ona w odnośnym fragmencie Über Sinn wnd Bedeutung). Osobiście widzę w tej chwili wystarczające podstawy tylko do ostrożniejszego sformułowania - takiego, jakiego użyłem w tekście. Warto też zwrócić uwagę na to, że podobne wypowiedzi, bez jakiegokolwiek związku z Fregem, można znaleźć u Łukasiewicza już w O zasadzie sprzeczności u Arystotelesa, op. cit. (np. na s. 18: "byt i sądy prawdziwe odpowiadają sobie nawzajem").
Ale też wszystko to odnosi się do tej i tylko tej logiki, którą miał na myśli Frege i którą uważał za jedynie możliwą, nie zaś do wszelkiej logiki dającej się pomyśleć. Jak powiedziano, już w rozprawie Die logischen Grundlagen der Wahrscheinlichkeitsrechnung z 1913 roku nawiązywał Łukasiewicz do Fregego wspominając, że zapożycza od niego termin "wartość logiczna", ale podkreślając zarazem, że stosuje ten termin szerzej: nie tylko w odniesieniu do prawdy i fałszu, lecz także "wszelkich stopni prawdopodobieństwa"81,
81Zob. przypis 23.
jako pewnego rodzaju logicznych wartości pośrednich, różniących się od wartości granicznych - prawdy i fałszu - tylko ilościowo, nie zaś co do istoty82.
82Zob. J. Łukasiewicz, Z zagadnień..., op. cit., s. 104.
Jakoż pytanie, czy zasada dwuwartościowości wykluczająca istnienie tego rodzaju wartości pośrednich, istotnie jest zasadą tak absolutną i nienaruszalną, jak się dotąd wydawało, dręczyło Łukasiewicza niemal od samego początku jego działalności twórczej, a przecząca na nie odpowiedź była wyraźnie zarysowana już w O zasadzie sprzeczności u Arystotelesa. W roku 1921, gdy publikował Łukasiewicz Logikę dwuwartościową, idea logiki trójwartościowej była już - co zaświadcza choćby wspomniany wstęp do tej rozprawy - całkowicie wykrystalizowana83;
83W rzeczywistości, jak wiadomo, sam Łukasiewicz podawał rok 1917 jako datę odkrycia logiki wielowartościowej (zob. Treść wykładu pożegnalnego wygłoszonego w auli Uniwersytetu Warszawskiego 7 marca 1918, Warszawa 1918), zaś w roku 1920 ukazały się jego pierwsze publikacje na ten temat (O pojęciu możliwości i O logice trójwartościowej, "Ruch Filozoficzny" 5 (1920), s. 169-171). Nie ukazało się natomiast "większe dzieło o logice trójwartościowej", zapowiadane przez Łukasiewicza we wstępie do omawianej rozprawy.
i wolno sądzić, że właśnie dlatego potrafił tu autor - z niesłychaną jasnością i siłą - s f o r m u ł o w a ć zasadę dwuwartościowości, choć zupełnie już nie wierzył w to, by była fundamentalną zasadą logiki. Pisząc w Über Sinn und Bedeutung: "Przez wartość logiczną zdania rozumiem okoliczność, że jest ono prawdziwe, lub że jest fałszywe. Innych wartości logicznych nie ma"84
84G. Frege, Pisma semantyczne, op. cit., s. 70.
- miał Frege na myśli nie jakąś szczególną, mianowicie dwuwartosciową postać logiki, lecz logikę tout court, Logikę, die Logik. Punkt widzenia Łukasiewicza był inny. Zasada dwuwartościowości - mówił w 1922 roku - "właśnie dlatego, że leży u podstaw logiki, nie może być udowodniona. Można w nią tylko uwierzyć, a uwierzy w nią ten, komu wyda się ona oczywista. Mnie osobiście nie wydaje się oczywista, Wolno mi tedy tej zasady nie uznać i przyjąć, że obok prawdziwości i fałszywości istnieją jeszcze inne wartości logiczne [...]"85
85J. Łukasiewicz, O determinizmie, op. cit., s. 125. Por. też: "Arystoteles był pierwszym, który wypowiedział brzemienne w skutki twierdzenie, że wszystkie zdania muszą być prawdziwe bądź fałszywe I...] Z tym uprzedzeniem należy raz już skończyć" (w: Podstawy logiczne rachunku prawdopodobieństwa, op. cit., s. 105); także Uwagi filozoficzne o wielowartościowych systemach rachunku zdań (oryg. Philosophische Bemerkungen żur mehrwertigen Systemen des Aussagenkalküls, 1930), w: Z zagadnień..., op. cit., s. 144-163, passim.
Konstruując logikę trójwartościową tak, by z formalnego punktu widzenia była naturalnym rozszerzeniem dwuwartościowej, musiał Łukasiewicz uogólnić także filozoficzną interpretację tej ostatniej: pojawiły się bowiem zdania "ani prawdziwe, ani fałszywe, tylko jakieś o b o j ę t n e", którym "nie odpowiada ontologicznie ani byt, ani niebyt, lecz m o ż l i w o ś ć"86
86J. Łukasiewicz, O determinizmie, op. cit. s. 125.
- taka jednak koncepcja nie dawałaby się już pogodzić z filozoficzną doktryną Fregego87.
87Kwestia ta wymagałaby bardziej szczegółowo omówienia, w tym artykule jednak me ma na to miejsca. Mogę tu tylko zasygnalizować, że wiąże się to w szczególności z rolą, jaką w koncepcji Fregego grała zasada ekstensjonalności.
Toteż sądzę, że o ile Logikę dwuwartościową Łukasiewicza można uważać za znakomity w y k ł a d pewnego fragmentu fregeańskiej filozofii logiki, o tyle nie można rozprawy tej interpretować jako przejawu a k c e p t a c j i idei Fregego; jeśli nawet można tu mówić o ich recepcji, to tylko w pewnym, dość szerokim rozumieniu tego terminu.
W odniesieniu natomiast do pozostałych dwu przedstawicieli szkoły polskiej, o których tu mówimy - Ajdukiewicza i Kotarbińskiego - nawet tak ostrożna teza byłaby trudna do obrony: w ich bowiem twórczości obecność idei fregeańskich - jako fregeańskich - jest ledwie zauważalna. Pierwszy z tych autorów - jak widzieliśmy - mówił o Fregem jako myślicielu przewyższającym, "nawet przy uwzględnieniu perspektywy historycznej", samego Arystotelesa, przynajmniej "na polu logiki"88.
8888 Zob. przypis 11.
Ale - rzecz uderzająca - w reprezentatywnym wyborze pism Ajdukiewicza z lat 1920-1939 (Język i poznanie, t. I) znaleźć można (jeśli nie liczyć dwu wzmianek o Fregem we fragmencie zatytułowanym Definicja, a pochodzącym z pracy Główne zasady metodologii nauk i logiki formalnej89
89Warszawa 1928 (skrypt); w pracy tej Ajdukiewicz mówi o Fregem w dwu kontekstach: w związku z definicjami ancestralnymi (zob. s. 119 (s. 57 w Język i poznanie, t. I, op. cit.) i 150) oraz w związku z rolą dyrektyw definiowania (zob. s. 107 (s. 51 w: Język i poznanie, t. I, op. cit.) i 149); w obu przypadkach chodzi więc o sprawy co prawda dość ważne, ale jednak techniczne.
dokładnie dwa miejsca, gdzie pojawia się nazwisko Fregego: w jednym z nich formułuje Ajdukiewicz ową cytowaną już ocenę zasług Fregego wskazując konkretnie na to, iż jako pierwszy dokonał on "ugruntowania matematyki na podstawach logicznych", ale nie rozwijając sprawy szerzej90
90K. Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. I, op. cit., s. 257 (w rozprawie Kierunki i prądy filozofii współczesnej, 1937).
w drugim zaś wspomina jedynie o Fregem jako jednym z tych, którzy dokonali "wspaniałej konstrukcji świata matematyki... za pomocą aparatu pojęciowego klas i relacji", dodając komentarz, że rezultat ten "stanowi najpotężniejszą ilustrację świadczącą o doniosłym znaczeniu tej teorii dla rozwiązywania problemów konstrukcyjnych ontologii"91.
91Ibid., s. 265 (w rozprawie Problemat transcendentalnego idealizmu w sformułowaniu semantycznym, 1937).
Nie ma natomiast choćby najkrótszej wzmianki o Fregem w żadnej ze sławnych, klasycznych rozpraw Ajdukiewicza z zakresu filozofii języka, mimo że przynajmniej pod względem poruszanej problematyki ich podobieństwo do wielu fragmentów pism Fregego jest uderzające92.
92Analogiczną uwagę można by też sformułować w odniesieniu do rozprrawy habilitacyjnej Ajdukiewicza, Z metodologii nauk dedukcyjnych, Lwów 1921, oraz pracy Logiczne podstawy nauczania, Warszawa-Wilno 1934. Nie ma też wzmianki o Fregem w Głównych kierunkach filozofii w wyjątkach z dziel ich klasycznych przedstawicieli, Lwów 1923.
Podobnie Kotarbiński, niezwykle przecież ważny uczestnik toczonych w Polsce międzywojennej dyskusji naukowych, w których toku nazwisko Fregego jakoby "nie schodziło z ust", poświęcił mu w swych pracach bardzo niewiele miejsca. Z pierwszego wydania Elementów dowiedzieć się może czytelnik tylko tyle, że Frege, "ur. koło połowy XIX w., a zgasły w 1925 r., badacz podstaw arytmetyki" uważał rachunek zdań, a nie nazw, za "naczelną dyscyplinę logiczną"93,
93T. Kotarbiński, Elementy teorii poznania, logiki formalnej i metodologii nauk, wyd. drugie (oryg. 1929), Warszawa 1961, s. 252 (jest jasne, że informację tę podaje Kotarbiński za Łukasiewiczem, choć w cytowanym miejscu tego nie odnotowuje).
a poza tym, że obok m.in. Bolzany i Husserla (ale także i Russella), był on zwolennikiem "idealistycznej" (w odróżnieniu od "psychologicznej" i "nominalistycznej") interpretacji pojęcia "zdania" (proposition, Satz), którą to interpretację autor Elementów stanowczo odrzuca94.
94Zob. ibid., s. 129 i n. Według owej "idealistycznej" interpretacji, wyjaśnia Kotarbiński, "angielskie proposition lub niemieckie Satz ma być nazwą jakiegoś przedmiotu idealnego, różnego zarówno od psychicznego procesu sądzenia, jak też od wypowiedzi zewnętrznej, która jest tego procesu wyrazem. Ów przedmiot idealny, nazywany częstokroć po polsku 'sądem w znaczeniu logicznym', w przeciwieństwie do aktu sądzenia, czyli sądu w znaczeniu psychologicznym, pojmuje się przy tym jako należący do świata znaczeń, jako znaczenie, sens zdania, teza owej wypowiedzi zewnętrznej". "Z naszego stanowiska - dodaje natychmiast Kotarbiński - wypada stwierdzić, że nie ma sądów w znaczeniu logicznym..." (ibid., s. 131).
W innych pracach, pomijając cytowaną wcześniej wzmiankę o znaczeniu wpływu Fregego na rozwój logiki w Polsce95,
95Por. przypis 60.
nie ma, o ile mi wiadomo, poważniejszych nawiązań do Fregego w całej przedwojennej twórczości Kotarbińskiego, a nawiązania późniejsze są także na ogół raczej informacjami o tym, co wiedzieli i co sądzili o Fregem inni autorzy, przede wszystkim Łukasiewicz i Leśniewski, niż o samym Fregem96.
96Zob. np. T. Kotarbiński, Dzieła Jana Łukasiewicza z dziedziny
histoirii logiki (oryg. ang. w "Studia Logica" 8 (1958)), w: Szkice..., op. cit., s. 227; Logika w Polsce, jej oryginalność i obce wpływy (oryg. franc. 1959), w: Szkice..., op. cit., s. 245; Garstka wspomnień o Stanisławie Leśniewskim (1958) w: Szkice..., op. cit., s. 303; zob. także wstęp Kotarbińskiego do Polish logic 1920-1939 (McCall, ed.) Oxford 1967, s. 3.
Aczkolwiek więc zapewne można uznać za wiarygodną informację Kotarbińskiego o szczególnym znaczeniu idei Fregego dla rozwoju polskiej szkoły logiczno-filozoficznej, to jednak funkcjonujący wówczas obraz Fregego, jaki można dziś odtworzyć na podstawie pochodzącej z tamtych lat literatury, jest co prawda bardzo pochlebny, lecz raczej jednostronny. Był Frege postrzegany jako wielki - może genialny - logik, który z niezrównaną ścisłością skonstruował co prawda sprzeczny, ale dający się poprawić system formalny (obejmujący w szczególności po raz pierwszy w historii logiki aksjomatycznie ujęty rachunek zdań), pozwalający na dedukcyjny wywód istniejących teorii matematyki klasycznej. Nie był chyba natomiast postrzegany jako filozof - przynajmniej w takim sensie, w jakim dziś funkcjonuje. Jeśli nawet pewne jego idee filozoficzne były znane, to nie poddawano ich dokładniejszej analizie w kontekście całości jego teorii; wielu innych w ogóle nie zauważono97.
9797 Dotyczy to w szczególności tak fundamentalnych punktów, jak dystynkcje Begriff-Gegenstand i Sinn-Bedeutung. Pierwsza z nich, leżąca
u podstaw ontologii Fregego, w ogóle nie wywarła wpływu na literaturę polską (Czeżowski, w cytowanym w przypisie 9 artykule Zmienne i funkcje, nawiązuje do fregeańskiej teorii funkcji, ale nie wspomina o jej filozoficznym podłożu i konsekwencjach). Druga stanowiła punkt wyjścia rozważań Czeżowskiego w innej rozprawie, Imiona i zdania, i była też przedmiotem krytyki Ossowskiego w Analizie pojęcia znaku (obie prace - zob. przypis
9); poza tym jednak nie odegrała większej roli. Zresztą również u Czeżowskiego i Ossowskiego funkcjonowała jako dystynkcja wyłącznie semantyczna, nie był natomiast przez tych autorów dostrzegany epistemologiczny wymiar fregeańskiej teorii sensu.
Dostrzegano rozmaite interesujące uwagi, pojęcia, dystynkcje, tezy, celne sformułowania, które można było w taki lub inny sposób wykorzystać; nie wydaje się natomiast, by przedstawiciele szkoły polskiej gotowi byli uważać samych siebie za kontynuatorów - w wymiarze filozoficznym - Gottloba Fregego.
Nie oznacza to oczywiście, by - rozważając rzecz z dzisiejszego punktu widzenia - nie można było dostrzec głębokich zbieżności między Fregem i polską szkołą filozoficzną. Przeciwnie, łatwo je wskazać. Jakoż każdemu czytelnikowi pism Fregego i prac autorów polskich musi się rzucić w oczy ogólna bliskość podejmowanej tu i tam problematyki oraz podobieństwo stylu filozofowania. Stosowanie metod logicznych do rozstrzygania tradycyjnych problemów filozoficznych oraz (wedle sformułowania Skolimowskiego w jego książce o polskiej filozofii analitycznej) "hiperświadoma postawa wobec języka"98
98H. Skolimowski, Polish analytical philosophy, London 1967, s. 2.
- oto dwie szczególnie charakterystyczne cechy rozpraw filozoficznych pisanych w duchu szkoły polskiej, w oczywisty sposób upodobniające je do pism Fregego. Zbliżała także tę szkołę do Fregego akceptowana przez wielu jej przedstawicieli, a szczególnie dobitnie propagowana przez Łukasiewicza ogólna koncepcja nowoczesnej, ścisłej filozofii, która - w opozycji do kartezjańsko-kantowskiej tradycji zorientowanej przede wszystkim na problematykę psychologiczną i teoriopoznawczą - stanowić ma swoisty powrót do tradycji Arystotelesa i scholastyków, z ontologią (ściśle związaną z logiką) jako fundamentalną dyscypliną filozoficzną99.
99Zob. np. J. Łukasiewicz, Analiza i konstrukcja pojęcia przyczyny (1906), w: Z zagadnień..., op. cit., s. 11: "skutkiem centralnego i dominującego stanowiska psychologii w naukach filozoficznych zatraciliśmy od dawna poczucie i zrozumienie dla prawdziwej filozofii. Logika musiała ustąpić psychologii poznania; metafizykę, tę dawną dobrą metafizykę w znaczeniu Arystotelesa i scholastyków, to znaczy naukę o tym, co jest, o ile jest [...], usunęła teoria poznania i rozmaitego rodzaju 'krytyki' [...]" (podobnie w innych miejscach tej rozprawy); tezę o konieczności odrzucenia całej filozofii tradycyjnej i reorientacji badań w kierunku problematyki logiczno-ontologicznej powtarzał Łukasiewicz jeszcze wielokrotnie w swych późniejszych pracach. Wywarła ona wielki wpływ na Scholza i stała się podstawą interpretacji Fregego w szkole münsterskiej.
Tego rodzaju spostrzeżenia, nawet jeśli są trafne, nie wydają się jednak szczególnie instruktywne. Po pierwsze bowiem nie ma dowodów na to, by autorzy polscy w ogóle uświadamiali sobie istnienie jakiejś bardziej całościowej koncepcji filozoficznej Fregego, tym bardziej jego metafilozofii. Często mówiono o poglądach filozoficznych Brentany, Meinonga czy Husserla; nigdy - Fregego. Nie ma w całej twórczości omawianych tu autorów ani jednego miejsca, w którym nazwisko Fregego byłoby odnotowane w związku z wspomnianą wyżej tezą o konieczności reorientacji problematyki filozoficznej i metod filozofowania; w każdym więc razie podkreślonych przed chwilą zbieżności nie można traktować jako wynikających z jakichkolwiek świadomych nawiązań do idei autora Begriffsschrift. Po drugie, odwołując się do tego typu argumentacji można by udowodnić zbieżność poglądów właściwie każdych dwu dowolnie wybranych myślicieli reprezentujących szeroko pojmowaną tradycję analityczną (bowiem całą tę tradycję wspomniane przed chwilą cechy charakteryzują), choćby nawet ich konkretne poglądy filozoficzne były całkowicie odmienne. Kto zatem chciałby uchwycić swoistość polskiej recepcji Fregego, musiałby zrezygnować z porównań na tak wysokim poziomie ogólności i zająć się sprawami bardziej szczegółowymi.
W tej jednak perspektywie - na poziomie konkretnych poglądów, a nie tylko ogólnego stylu filozofowania - zbieżności stanowisk Fregego i autorów polskich (nie mówiąc już o r e c e p c j i w węższym tego słowa znaczeniu) były, jak starałem się pokazać, dość przypadkowe i zarazem niezbyt głębokie. Tego oczywiście znów nie należy rozumieć tak, iż nie było ważnych filozoficznie kwestii, co do których autorzy polscy - i to nawet niekiedy jako szkoła - podzielali pogląd Fregego: o niektórych z nich już zresztą mówiliśmy. Rzecz jednak w tym, że nawet w tych przypadkach, gdy chodziło o świadome nawiązanie do tez Fregego, nie były one na ogół poddawane głębszej analizie.
Tak więc np. sprawa stosunku logiki do matematyki była na ogół rozstrzygana nie tylko w duchu Fregego, lecz niekiedy nawet w nawiązaniu do jego tez i argumentacji; ogólnie rzecz biorąc, przedstawiciele szkoły polskiej byli zwolennikami logicyzmu (w sensie "redukcji matematyki do logiki"), choć nie wszyscy przywiązywali do tego dużą wagę i nie wszyscy podkreślali w tym kontekście rolę Fregego. Łukasiewicz w Elementach logiki matematycznej pisał, że celem Fregego było "wykazanie możliwości zbudowania całej arytmetyki na samych tylko prawach logicznych"100,
100Ibid., s. 14.
ale wymieniając nieco dalej dwa główne osiągnięcia Fregego sprawy tej już nie podnosił101,
101Osiągnięciami tymi były: stworzenie nowych systemów logicznych, przede wszystkim rachunku zdań, oraz dostrzeżenie różnicy między przesłankami rozumowania i regułami wnioskowania - zob. ibid., s. 14. Wydaje się, że dla Łukasiewicza teza logicyzmu w ogóle nie była szczególnie ważna, choć jej nigdzie, o ile mi wiadomo, nie kwestionował.
Ajdukiewicz, jak wspomniano, podawał fakt, iż Frege pierwszy "dokonał ugruntowania matematyki na podstawach logicznych" jako argument na rzecz tezy o jego zasługach przewyższających zasługi Arystotelesa102,
102Por. przypis 90.
ale ani tu, ani w żadnym innym miejscu sprawy tej dokładniej nie omawiał. Kotarbiński, w powojennej już rozprawie Przegląd problematyki logiczno-semantycznej (1947), wymieniał nazwiska Fregego i Russella mówiąc o "redukcji zdań matematyki do zdań logiki formalnej"103,
103Zob. T. Kotarbiński, Elementy..., op. cit., s. 479.
ale także - traktując najwyraźniej ową redukcję jako rzecz znaną i bezdyskusyjną - wzmiankę tę pozostawił bez komentarza. Żaden z tych autorów nie dostrzegł ani całego filozoficznego tła, z którego logicyzm Fregego wyrastał, ani trudności, do jakich koncepcja ta prowadziła.
Podobnie, oczywistym punktem zbieżności stanowiska Fregego z poglądami autorów polskich był wysoce krytyczny stosunek szkoły polskiej do psychologizmu; można by nawet powiedzieć - hiperkrytyczny, prowadzący niekiedy do przesadnej obawy przed jakimikolwiek wypowiedziami choćby tylko wzmiankującymi o istnieniu podmiotu poznającego, aktów poznawczych itp., w konsekwencji praktycznie uniemożliwiający lub przynajmniej utrudniający podjęcie wielu problemów epistemologicznych. Najwcześniej zaatakował psychologizm Łukasiewicz, i jego też krytyka była najradykalniejsza i najbardziej konsekwentna104;
104Pierwszym przejawem tego stanowiska Łukasiewicza był odczyt wygłoszony na posiedzeniu PTF w 1904 roku (zob. J. Łukasiewicz, Teza Husserla o stosunku logiki do psychologii, "Przegląd Filozoficzny" 7 (1904), s. 476-477); później sprawę tę podnosił stale w różnych pracach, m.in. w rozprawie Analiza i konstrukcja pojęcia przyczyny, op. cit., passim, w artykule Logika a psychologia ("Przegląd Filozoficzny" 10 (1907), s. 439-491, także w: Z zagadnień..., op. cit., s. 63-65), w książce O zasadzie sprzeczności u Arystotelesa, passim; później w Elementach..., op. cit., s. 15-16. Do kwestii tej wracał Łukasiewicz nawet jeszcze w Aristotle's syllogistic... (zob. np. op. cit., s. 3, 12, 146).
ale owo antypsychologistyczne stanowisko jest wyraźne u wszystkich omawianych tu polskich autorów105.
105Por. np. K. Ajdukiewicz, Metodologia i metanauka (1948), w: Język i poznanie, t. II, Warszawa 1965, s. 117; nawet Kotarbiński pisał o "ciężkiej chorobie psychologizmu" (zob. T. Kotarbiński, O potrzebie zaniechania wyrazów 'filozofia', 'filozof', 'filozoficzny' itp. (1921), w: Wybór pism, t. II, op. cit., s. 439), mimo że przestrzegał jednocześnie przed pozbawionym umiaru antypsychologizmem (zob. Kultura filozoficzna (1935),
ibid., s. 465-470).
Jest jednak godne uwagi, że powoływali się oni w tym kontekście bynajmniej nie na Fregego, lecz na Logische Untersuchungen Husserla, często zresztą antypsychologizm Husserla upraszczając i nigdzie, o ile mi wiadomo, nie odnotowując, że nie jest wykluczone, iż stanowisko takie zajął on pod wpływem krytyki, jakiej Frege poddał Philosophie der Arithmetik106.
106Jest interesujące, że problem ewentualnej roli Fregego w przezwyciężeniu psychologizmu przez Husserla dostrzegli nie przedstawiciele szkoły Iwowsko-warszawskiej, lecz Ingarden: zob. np. R. Ingarden, Dzialalność naukowa Kazimierza Twardowskiego (1938), w: Z badań nad filozofią współczesną, Warszawa 1963, s. 261; por. też Krytyczne uwagi o polądach fonologów (1948), w: Z teorii języka i filozoficznych podstaw logiki, Warszawa 1972, s. 18, oraz Spór o istnienie świata, t. I, Warszawa 1960, s. 99.
Zbliżała także szkołę polską do Fregego jej antyformalistyczna postawa wobec problemu interpretacji systemów formalnych. Bardzo dobitnie, jak widzieliśmy, stanowisko takie było wyrażone przez Leśniewskiego, ale deklarowali je niekiedy także inni autorzy. Łukasiewicz np. pisał wyraźnie w rozprawie W obronie logistyki (1937), że "formalizacja jest tylko środkiem poznania czegoś i zdobycia pewności o czymś, a ważny dla nas jest nie środek poznania, tylko to, co dzięki niemu poznajemy"107,
107Zob. J. Łukasiewicz, Z zagadnień..., op. cit., s. 213. "Nie jestem grafikiem ani kaligrafem - wyjaśniał Łukasiewicz - ornamenty, napisy nic mnie nie obchodzą. Cała różnica, jaka dzieli logistykę od gry szachowej, polega właśnie na tym, że figury szachowe nic nie znaczą, a znaki logiczne mają jakiś sens. O ten sens nam chodzi, o myśli i znaczenia wyrażone przez znaki, choćbyśmy nie wiedzieli, co to są te znaczenia, nie zaś o znaki same" (ibid.).
Ajdukiewicz zaś w Głównych zasadach metodologii nauk i logiki formalnej (1928) wyjaśniał, że aczkolwiek w systemach sformalizowanych można prowadzić dowody "zapominając zupełnie o znaczeniu", to jednak "nie znaczy to, by w systemie sformalizowanym twierdzenia mogły nie mieć sensu; uprawiamy bowiem system aksjomatyczny sformalizowany wtedy tylko, gdy wierzymy w prawdziwość jego aksjomatów i niezawodność jego dyrektyw"108.
108K. Ajdukiewicz, Główne zasady..., op. cit., s. 85-96. Podobnie jak Łukasiewicz nawiązywał autor do porównania z szachami podkreślając, że istotna różnica polega na tym, iż "w systemach naukowych aksjomaty, twierdzenia i dyrektywy mają zawsze swój intuicyjny sens jako zdania" (ibid., s. 96).
Ową listę podobieństw koncepcji bronionych przez autorów polskich do poglądów Fregego można by jeszcze rozszerzyć, jeśli nawet już nie w odniesieniu do szkoły polskiej jako szkoły, to przynajmniej w odniesieniu do jej poszczególnych przedstawicieli. Chodziło tu jednak, powtórzmy, na ogół albo o zbieżności dość przypadkowe, w każdym razie w tym sensie, iż nie wynikające ze znajomości pism Fregego i akceptacji jego idei, albo też o sytuację, w której dany autor, akceptując (świadomie lub nieświadomie) tę lub inną tezę fregeańską, bronił zarazem twierdzenia z tezą tą nie dającego się - z punktu widzenia Fregego - w żaden sposób pogodzić. Przykłady już wcześniej w niniejszej pracy omówione ilustrują to chyba wystarczająco; może warto dodać do nich jeszcze jeden bardzo charakterystyczny i niezwykle pouczający: dostarcza go twórczość Kazimierza Ajdukiewicza. Ajdukiewicz mianowicie, jak dobrze wiadomo, w swych pracach z zakresu filozofii języka wielokrotnie zwracał uwagę na doniosłość rozróżnienia tego, co nazywał "znaczeniem" albo "sensem" (a właściwie - "znaczeniem jako sensem") wyrażenia językowego, i tej jego funkcji semantycznej, która polega na nazywaniu (czy szerzej - oznaczaniu) czegoś. Analizując, w rozprawie O znaczeniu wyrażeń (1931), nazwy "człowiek, który w roku 1929 był polskim ministrem wojny" i "pierwszy marszałek Polski" wyjaśniał: "Nazwy te oznaczają ten sam przedmiot, mianowicie osobę Józefa Piłsudskiego, różnią się jednak pod tym względem, że - mówiąc przenośnie - w innym aspekcie, z innej niejako strony osobę tę ujmują. Otóż z tego względu powiedziałoby się, że pierwsza z tych nazw, choć oznacza ten sam przedmiot co druga, jednak 'znaczy' co innego. Używając w powyższym kontekście zwrotu 'znaczy', użyliśmy zwrotu tego w owym sensie technicznym, który jest ciaśniejszy od rozumienia obszernego, w którym 'znaczenie' identyfikuje się z 'funkcją semantyczną'. Ów termin 'znaczenie' w tym ciaśniejszym, technicznym rozumieniu można by zastępować wyrazem 'sens'. Tym właśnie znaczeniem w techniczhym rozumieniu, znaczeniem jako sensem, zająć się pragniemy w niniejszych wywodach"109.
109Zob. K. Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. I, op. cit., s. 104; por. też ibid; s. 149 (w rozprawie Język i znaczenie, 1934): wyrażenia
"najwyższy szczyt w Europie" i "najwyższy szczyt w Szwajcarii" "nazywają ten sam przedmiot, a jednak mają różne znaczenia".
Otóż, choć tego rodzaju przykłady i wyjaśnienia żywo przypominające teksty Fregego (pomijając kwestie terminologiczne) podawał Ajdukiewicz dość często w swych pracach, to jednak nazwiska Fregego w kontekście tym nigdzie nie wymieniał, powołując się raczej, po części pozytywnie, po części krytycznie, na teorię konotacji i denotacji Milla110.
110Zob. np. K. Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. I, op. cit., s. 120
(w rozprawie O znaczeniu wyrażeń, 1931), gdzie autor pisze wyraźnie,
że na pomysł proponowanej w tej rozprawie definicji znaczenia naprowadziły go pewne idee Milla. Jest godne uwagi, że w późnej rozprawie Zagadnienie empiryzmu i koncepcja znaczenia (1960), omawiając m.in. trudności związane z przedwojenną teorią znaczenia, pisał autor podobnie: "Przed trzema laty zarysowała mi się nowa koncepcja znaczenia [...] Ta moja nowa koncepcja zbliżona jest do koncepcji Milla, można ją nawet uważać za jej rozwinięie i uściślenie" (zob. Język i poznanie, t. II, op. cit., s. 399).
Podobnie, choć rozróżnienie to, początkowo odnoszone tylko do nazw, rozszerzył później Ajdukiewicz na wszelkie wyrażenia językowe, stosując je w szczególności do zdań111,
111W pracy Język i znaczenie z 1934 roku Ajdukiewicz pisał, że "nazywają przedmioty nie wszystkie wyrażenia, lecz jedynie te spośród nich, które posiadają charakter nominalny, tzn. nazwy; znaczenie jednak posiadają wszystkie słowa i wyrażenia języka" (zob. Język i poznanie, t. I, op. cit., s. 149; por. też Logiczne podstawy nauczania, op. cit., s. 12). Później jednak, podobnie jak Łukasiewicz w Logice dwuwartościowej, mówił autor o prawdzie i fałszu jako przedmiotach oznaczanych (denotowanych) przez zdania; zob. np. Zagadnienie uzasadniania zdań analitycznych (1958), w: Język i poznanie, t. II, op. cit., s. 317, oraz Związki składniowe między
członami zdań oznajmujących, ibid., s. 350 (w tym drugim przypadku
z powołaniem na Fregego).
i choć z jednej strony akceptował tezę, iż denotację zdania stanowi jego wartość logiczna (prawda bądź fałsz), z drugiej zaś przyjmował, że ma ono pewne "znaczenie jako sens" nie będące ani przedmiotem fizycznym, ani psychicznym, to jednak również w tym przypadku nie odnotowywał, iż przynajmniej podobne idee wysunął swego czasu Frege112,
112Istnieje co prawda, jak powiedziano, jedno miejsce w pismach Ajdukiewicza, gdzie wymienia on nazwisko Fregego w związku z teorią denotowania przez zdania wartości logicznych - por. przypis 111. Traktował on ją jednak najwyraźniej jako teorię ogólnie przyjętą w logice i nie wiązał jej w żaden sposób z całością fregeańskiej teorii sensu i znaczenia.
Nie chcę przez to powiedzieć, iż Ajdukiewicz - nie powołując się na Fregego - po prostu powtórzył jego tezy. W rzeczywistości wysunięta przez Ajdukiewicza koncepcja języka poszła właśnie w niefregeańskim kierunku, najpierw bowiem (w połowie lat trzydziestych) w stronę radykalnego konwencjonalizmu, później zaś (w ostatnich latach życia Ajdukiewicza) w stronę empiryzmu. Zarówno same problemy stanowiące punkt wyjścia badań Ajdukiewicza, jak jego podstawowe dystynkcje, a z pozoru nawet niektóre tezy były uderzająco podobne do idei Fregego (z czego wszakże Ajdukiewicz najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy)113;
113Jest np. uderzające, że w rozprawie Język i znaczenie pisał Ajdukiewicz: "Tradycyjna logika nie zajmowała się znaczeniem wszystkich wyrażeń, lecz ograniczała się w swych wywodach do znaczenia nazw, które utożsamiała z treścią pojęć przyporządkowanych nazwom" (zob. Język i poznanie, t. I, op. cit., s. 149); trudno uwierzyć, by można było w roku 1934 napisać te słowa znając pisma Fregego (jeśli nawet nie ze źródeł, to choćby z drugiej ręki, np. poprzez wspomniane wyżej artykuły Czeżowskiego i Ossowskiego). Nawiasem mówiąc, również Ingarden zdawał się nie wiedzieć o istnieniu fregeańskiej teorii języka, mimo że jego własna koncepcja w tym zakresie wykazywała głębokie podobieństwa do idei Fregego; zob. w tej kwestii I. Dąmbska, O pewnych punktach stycznych w filozofii języka Ingardena i Fregego, "Ruch Filozoficzny" 34 (1976), s. 203-206.
ale jego teoria znaczenia oparta była na zasadniczo odmiennych założeniach, na innej koncepcji stosunku języka do świata. Jak się wydaje bowiem, przyjmował Ajdukiewicz od początku (tak samo zresztą, jak inni autorzy polscy, a inaczej niż Frege) taką perspektywę semantyczną, w której język stoi po prostu - bez pośrednictwa żadnego tertium w rodzaju fregeańskiego świata sensów - naprzeciw poznawanej rzeczywistości. W tej perspektywie prawdziwość (respective fałszywość), skoro nie jest i nie może być cechą przedmiotów rzeczywistych, musi być cechą zdań jako szczególnego rodzaju wyrażeń językowych, nie zaś, jak u Fregego, cechą myśli, stanowiących sensy owych zdań. Co prawda Ajdukiewicz wielokrotnie mówił o "sądach" (w niepsychologicznym rozumieniu tego terminu) jako znaczeniach (czyli sensach) zdań114,
114Zob. np. K. Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. I, op. cit., s. 148,
180, 220.
i można by nawet niekiedy podejrzewać, że mówiąc "sąd" ("sąd w znaczeniu logicznym") miał na myśli coś odpowiadającego temu, co Frege nazywał "myślą" [Gedanke]. Zarazem jednak twierdził, że prawdziwość (respective fałszywość) odnosi się w jego koncepcji nie do owych "sądów w znaczeniu logicznym", czymkolwiek by były, lecz do zdań jako wyrażeń językowych - i że ponadto musi być nawet relatywizowana do języka, o który chodzi: "Prawda i fałsz - pisał - to nie absolutne, lecz względne cechy zdań, cechy, które im przysługują tylko w odniesieniu do jakiegoś języka"115,
115K. Ajdukiewicz, Definicja (1936), w: Język i poznanie, t. I,
op. cit., s. 247; por. ibid., s. 189.
.
W tej sytuacji świat sensów w rozumieniu Fregego, leżący poza rzeczywistością i poza językiem, nie może istnieć: znaczeń wyrażeń językowych - owych "znaczeń jako sensów" szukać trzeba w samym języku116.
116Zob. np. K. Ajdukiewicz, O znaczeniu wyrażeń, op. cit., s. 124,
gdzie (tu w odniesieniu do nazw) pisał autor: "Ktoś, kto identyfikuje znaczenie nazw z ich konotacją, sztuka znaczeń w sferze obiektywnej, w cechach przedmiotów będących desygnatami tych nazw, gdy tymczasem asocjacjoniści i inni upatrują znaczenie w czymś ze sfery psychologicznej. Nasza własna próba uchwycenia tego, na czym znaczenie nazwy polega, będzie się tego znaczenia doszukiwała w samym języku".
Poznanie, w szczególności poznanie prawdziwe, musi się dać scharakteryzować bez wykraczania poza całość składającą się z poznawanej rzeczywistości i języka, w którym o rzeczywistości tej się mówi; na fregeańską koncepcję ujmowania przez podmiot poznający preegzystującej w "trzecim królestwie" absolutnie i odwiecznie prawdziwej (bądź fałszywej) myśli nie ma tu miejsca117,
117W kwestii filozofii języka i teorii znaczenia Kazimierza Ajdukiewicza, zob. np. J. Woleński, Filozoficzna szkoła..., op. cit., rozdz. X i rozdz. XII, §2 oraz §6. Analizy Woleńskiego chyba dobrze pokazują, że
nie może być mowy o jednoznacznej interpretacji poglądów Ajdukiewicza (moje uwagi w tekście przedstawiają tylko jeden wątek i dotyczą tylko jednego okresu jego twórczości). Sądzę też, że postawione przez Woleńskiego (na s. 240) pytanie, czy Ajdukiewicz nie zmierzał pod koniec życia ku psychologicznej teorii znaczenia, dotyka podstawowego zagadnienia całej "lwowsko-warszawskiej" filozofii języka: wydaje się bowiem, iż większość jej trudności brała się stąd właśnie, że nie znalazła ona zadowalającego sposobu przezwyciężenia alternatywy: albo psychologizm, albo zgoda na "idealność" takich tworów, jak "sensy" czy "znaczenia" (czy to w wersji Fregego, czy np. w wersji Husserla). Na rozwijanie tej kwestii nie ma jednak w tej pracy miejsca.
Wydaje się zatem, ogólnie rzecz biorąc, że jeśli nawet dają się wykryć pewne związki między koncepcjami przedstawicieli szkoły polskiej i ideami Fregego, to - jak pokazują omówione wyżej przykłady - dotyczyły one bardziej samego zakresu problematyki i stylu filozofowania niż konkretnych poglądów filozoficznych. Można chyba nawet zaryzykować twierdzenie, że autorzy polscy w ogóle nie zdawali sobie sprawy z istnienia filozoficznej koncepcji Fregego, obejmującej w szczególności problematykę teoriopoznawczą i metafizyczną; traktowali oni raczej jego wypowiedzi wykraczające poza kwestie czysto techniczne jako niekiedy trafne, niekiedy nietrafne luźne komentarze towarzyszące pracy naukowej wielkiego logika, nie powiązane jednak ze sobą i nie stanowiące żadnej spójnej doktryny.
Z pewnego punktu widzenia sytuacja ta jest doprawdy zadziwiająca, ponieważ nie chodziło tu przecież o grupę ludzi od początku zajmujących się wyspecjalizowanymi zagadnieniami logiki formalnej. Wszyscy omawiani tu przedstawiciele szkoły polskiej byli uczniami Twardowskiego - i od Twardowskiego, a poprzez niego i od Brentany, przejęli nie tylko ogólny styl filozofowania i metody pracy naukowej, lecz również pewne poglądy, a w każdym razie problemy głęboko zakorzenione w tradycji filozoficznej. Spadkiem po Twardowskim była np. problematyka "ogólnej teorii przedmiotów", podjęta w szczególności przez Łukasiewicza i Leśniewskiego118
118Zob. np. J. Łukasiewicz, Analiza i konstrukcja pojęcia przyczyny, op. cit., s. 53 i n., O zasadzie sprzeczności u Arystotelesa, op. cit.,
passim (w szczególności §18); S. Leśniewski, Krytyka logicznej zasady
wyłączonego środku (sic), op. cit., passim.
(a w pewnym sensie także przez Kotarbińskiego); obaj ci autorzy dobrze znali i explicite nawiązywali do odnoszących się do tych kwestii prac Husserla i Meinonga. Logische Untersuchungen Husserla - jedna z prac częściej podówczas w literaturze polskiej cytowanych - wywarły silny wpływ nie tylko jako miażdżąca krytyka psychologizmu w logice, lecz również w kontekście problematyki logiczno-semantycznej: skonstruowana przez Leśniewskiego teoria kategorii znaczeniowych, która grała kluczową rolę w jego "systemie podstaw matematyki", ale która silnie oddziałała także na filozofię języka Ajdukiewicza i na poglądy Kotarbińskiego, opierała się - co Leśniewski wyraźnie przyznawał - bezpośrednio na pewnych ideach Husserla119.
119Zob. np. S. Leśniewski, Grundzüge..., op. cit., s. 14. Por. K. Ajdukiewicz, W siprawie uniwersaliów, w: Język i poznanie, t. I, op. cit., s. 196, O spójności syntaktycznej, ibid., s. 223, także Związki składniowe między członami zdań oznajmiających, op. cit., s. 350.
Nie pozostała wreszcie bez wpływu na poglądy szkoły polskiej teoria przedstawienia i sądu sformułowana przez Twardowskiego w jego głównej pracy Zur Lehre vom Inhalt und Gegenstand der Vorstellungen (1894), a silnie nawiązująca do brentanowskiej teorii intencjonalności.
Toteż odpowiedź na nasuwające się pytanie - dlaczego autorzy polscy ukształtowani w kręgu tego rodzaju problemów, a zarazem przyrównujący Fregego przynajmniej w dziedzinie logiki do samego Arystotelesa, nie zauważyli, że we wszystkich tych sprawach Frege miał również coś do powiedzenia - nie jest łatwa. Odpowiedź najprostsza - że po prostu nie znali filozoficznych pism Fregego - nie wchodzi chyba w rachubę, choć chwilami, przy lekturze dzieł autorów polskich, nasuwa się nieodparcie. Pism Fregego nie da się bowiem podzielić na "czysto" logiczne i "czysto" filozoficzne, a przynajmniej Begriffsschrift i Grundgesetze, dwie główne prace Fregego - odzwierciedlające przecież oba wymiary myśli autora - były z pewnością znane w każdym razie Łukasiewiczowi i Leśniewskiemu (pierwszy z tych autorów odsyłał też do jednej z trzech najważniejszych semantycznych rozpraw Fregego, Funktion und Begriff120);
120Zob. J. Łukasiewicz, Z zagadnień..., op. cit., s. 103. Do Begriffsschrift odsyłał zresztą też i Ajdukiewicz (np. w Głównych zasadach..., op. cit., s. 119). Nie jest mi natomiast znane żadne powołanie omawianych autorów ani na Über Sinn und Bedeutung czy Über Begriff und Gegenstand, ani na Grundlagen (co prawda, Łukasiewicz, na s. 14 Elementów..., op. cit., mówi o Grundlagen der Arithmetik jako "najważniejszym dziele Fregego", wszelako cały dalszy kontekst wskazuje na to, że Łukasiewicz podał ten tytuł pomyłkowo mając na myśli Grundgesetze).
trudno wyobrazić sobie, by autorzy polscy zdolni byli do tak selektywnego sposobu czytania pism Fregego, który pozwalał im rozumieć logiczne jego rezultaty, a zarazem nie widzieć (w dosłownym sensie tego słowa) niczego, co poza nie wykraczało. Można powiedzieć, że nie dostrzegali filozofii Fregego, lecz w jakimś sensie przenośnym; wówczas jednak postawione pytanie w dalszym ciągu wymaga odpowiedzi.
Częściowo opisana sytuacja daje się może wytłumaczyć tym, że problematyka Brentany, Husserla, Meinonga i Twardowskiego leżała w centrum uwagi szkoły polskiej, zanim jej przedstawiciele dowiedzieli się w ogóle o istnieniu Fregego, a w każdym razie zanim rozpoznali sens i znaczenie jego logicznej twórczości. Gdy się to zaś stało - na początku trzeciej dekady naszego stulecia - ogólna atmosfera intelektualna była już inna. Liderzy warszawskiej szkoły logicznej, Łukasiewicz i Leśniewski, stali się zarazem przywódcami - jak to określił kiedyś Kotarbiński - obozu "antyfilozofów" okazujących podejrzliwość czy przynajmniej powściągliwość wobec systemów filozoficznych121,
121Zob. T. Kotarbiński, Odpowiedź (1952), w: Wybór pism, t. II,
op. cit., s. 203-204.
Leśniewski, jak wspomniano, "uroczyście wyrzekł się" swoich wczesnych prac122
122Por. przypis 50.
i odtąd unikał wypowiedzi filozoficznych, koncentrując się całkowicie na rozbudowywaniu i udoskonalaniu swego systemu formalnego. Łukasiewicz de facto nie przestał zajmować się zagadnieniami filozoficznymi i w pewnym sensie gotów był filozofię akceptować, ale tylko o tyle, o ile będzie ona uprawiana more geometrico w niemal dosłownym rozumieniu tego zwrotu123.
123Stanowisku temu dał wyraz Łukasiewicz w programowym referacie szkoły warszawskiej na drugim zjeździe filozoficznym w Warszawie w roku 1927 - zob. J. Łukasiewicz, O metodę w filozofii, "Przegląd Filozoficzny" 31 (1928), s. 3-5.
Kotarbiński zachował wzorem Twardowskiego pewną rezerwę wobec logiki formalnej i sam jej nie uprawiał podejmując w dalszym ciągu zagadnienia filozoficzne, ale począwszy od wykładu inauguracyjnego w Uniwersytecie Warszawskim w 1918 roku (O wielkiej i małej filozofii) propagował minimalistyczną koncepcję filozofowania, eliminującą z pola widzenia liczne podstawowe kwestie filozoficzne (z uwagi na ich rzekomą bezsensowność); jego własny system, zbudowany pod silnym wpływem nominalizmu Leśniewskiego, nie zezwalał na poważne traktowanie teorii filozoficznej, która by jak teoria Fregego zawierała nie dające się usunąć wypowiedzi o jakichkolwiek "bytach idealnych", "przedmiotach abstrakcyjnych" itp. W tej perspektywie metafizyka Fregego nie miała szans nie tylko na akceptację lecz nawet na poważną analizę krytyczną: fregeańskie "trzecie królestwo", świat sensów, był klasycznym przykładem obszaru bytów, które "miotła Kotarbińskiego" usunęłaby natychmiast z uniwersum, o którym można sensownie mówić.
Wydaje się wszakże, że chodziło tu o coś jeszcze i że przedstawiciele szkoły polskiej najprawdopodobniej nie dostrzegliby we Fregem reprezentanta tej samej, co ich własna, orientacji filozoficznej nawet wtedy, gdyby nie wchodziła w grę żadna ze wspomnianych przed chwilą okoliczności. Wolno mianowicie sądzić, że owej p r o f r e g e a ń s k i e j a t m o s f e r z e (której autorzy polscy byli w pełni świadomi) oraz, by tak rzec, f r e g e o i d a l n e m u s t y l o w i f i l o z o f o w a n i a (z czego już nie zdawali sobie sprawy) towarzyszył od początku w polskiej szkole logiczno-filozoficznej pewien trzeci składnik sytuacji (którego nie dostrzegł - jak się zdaje - Heinrich Scholz, gdy formułował swą przytoczoną wyżej opinię o "naszym Fregem" i polskich uczonych, którzy go odkryli): składnikiem tym był z a s a d n i c z o n i e f r e g e a ń s k i p a r a d y g m a t uniemożliwiający głęboką, choćby nawet krytyczną recepcję doktryny Fregego.
Rekonstrukcja tego paradygmatu wykracza poza ramy niniejszej rozprawy. Mogę tu tylko zasygnalizować, że za bodaj najważniejszy jego element należałoby uznać ową "dwupoziomową" (jak to określa Küng124)
124Zob. G. Küng, Ontology and the logistic analysis of language, Dordrecht-Holland 1967 (oryg. niem. 1963), passim.
semantykę, o której mówiliśmy wyżej w związku z koncepcją Ajdukiewicza, zasadniczo odmienną od "trzypoziomowej", wprowadzającej obok języka i rzeczywistości świat sensów, semantyki Fregego; ta zmiana perspektywy nie była bowiem jedynie zabiegiem oczyszczającym świat z takich czy innych przedmiotów "idealnych", których istnienie Frege jakoby błędnie i niepotrzebnie postulował - w rzeczywistości była znacznie dalej idącą zmianą ogólnego obrazu świata i roli człowieka jako podmiotu świat ten poznającego.
Oczywiście, aby tezę tę uzasadnić i aby ujawnić wynikające z niej konsekwencje, trzeba by - biorąc pod uwagę szerszy materiał źródłowy niż ten, na którym oparte są niniejsze rozważania - przejść od pytania o choćby najszerzej pojmowaną recepcję idei Fregego w szkole polskiej do odpowiedniej a n a l i z y p o r ó w n a w c z e j. To, powtórzę, wykracza już poza ramy tej pracy. W zupełności spełni ona swoją rolę, jeśli przekona czytelnika, że analizę taką warto podjąć. Mogłoby to w szczególności przyczynić się do wyjaśnienia, jaki udział miała szkoła polska (bowiem p e w i e n udział tu miała, mimo że w odniesieniu do niej samej o recepcji filozoficznych idei Fregego mówić można, jak widzieliśmy, jedynie ze znaczną ostrożnością) w żmudnym torowaniu okrężnej drogi do renesansu Fregego w drugiej połowie naszego stulecia. Miałoby to może znaczenie nie tylko dla uzupełnienia naszej wiedzy o poglądach Fregego i szkoły polskiej, lecz również dla lepszego zrozumienia meandrów dwudziestowiecznej myśli analitycznej.